Inflacja najniższa w historii
Wraz z hamowaniem gospodarki w coraz wolniejszym tempie rosły ceny usług i towarów na sklepowych półkach. Już pod koniec 2012 r. inflacja zeszła poniżej celu władz monetarnych (2,5 proc.). A potem zaczęła lecieć na łeb na szyję. Zatrzymała się dopiero w czerwcu, osiągając najniższy we współczesnej historii Polski poziom 0,2 proc. Ostatnio prawie (ale tylko prawie) tak samo wolno ceny rosły 10 lat temu. Ekonomistom, choć spodziewali się wyhamowania ich dynamiki, niespodziankę sprawiła najpierw głębokość spadków, a potem jednorazowe zdarzenia, które zmieniały wysokość wskaźnika. W lipcu inflacja nieoczekiwanie wzrosła, podwyższona przez wejście w życie ustawy śmieciowej. We wrześniu z kolei, kiedy już większość obserwatorów oczekiwała, że wskaźnik zacznie się piąć, mocno zmniejszyły się opłaty za przedszkola. To sprawiło, że inflacja znowu poleciała w dół. Ostatnia niespodzianka była w listopadzie, kiedy ceny w ujęciu rocznym wzrosły tylko o 0,6 proc. Tym razem ekonomistów zaskoczyły promocje operatorów komórkowych.
Rekordowo niskie stopy procentowe
Polska gospodarka zanotowała w tym roku największe od ponad dekady spowolnienie – w pierwszym kwartale wzrost PKB wyniósł tylko 0,5 proc. i był najniższy od końca 2001 r. Kryzys wymusił na władzach monetarnych sięgnięcie po amunicję w postaci taniego pieniądza. Miał on zachęcić Polaków do wydawania pieniędzy zaoszczędzonych na ratach kredytów i sięgania po nowe pożyczki. Rada Polityki Pieniężnej zaczęła ścinać koszt pieniądza w listopadzie 2012 r. (zdaniem niektórych za późno). W kolejnych ośmiu miesiącach główna stopa procentowa zmalała z 4,75 proc. do 2,5 proc., co jest najniższym poziomem we współczesnej historii Polski. Na tym poziomie pozostaje do dziś i na razie nie widać powodów do szybkiej zmiany. Według ekonomistów pierwszych podwyżek stóp procentowych można się spodziewać dopiero pod koniec 2014 r.
Rentowność obligacji na minimach
Mijający rok upłynął pod znakiem ultrałagodnej polityki banków centralnych na świecie. Bliskie zera stopy procentowe w rozwiniętych gospodarkach spowodowały, że inwestorzy w poszukiwaniu zysków zwrócili się ku rynkom wschodzącym. Kapitał zaczął wielką falą płynąć także do Polski, gdzie stopy procentowe wciąż jeszcze dawały zarobić. Największy rajd zagranicznych inwestorów na polskie papiery skarbowe przypadł na maj. Ceny rosły, a rentowności spadły wówczas do historycznie niskich poziomów. W przypadku papierów 10-letnich oprocentowanie wyniosło na rynku wtórnym niewiele ponad 3 proc., a 5-letnich – zaledwie 2,5 proc. Cieszył się zwłaszcza minister finansów, który mógł pożyczać taniej, gdy w budżecie zaczął liczyć się każdy grosz. Szaleństwo nie potrwało jednak długo i rentowności obligacji w krótkim czasie znów zaczęły rosnąć. Oprocentowanie 10-latek wynosi teraz 4,3 proc. Według średniej z prognoz na koniec 2014 r. sięgnie blisko 5 proc.
Wyjątkowo stabilny złoty
Niezwykle odporna na słabą kondycję gospodarki i zawirowania na rynkach finansowych była w mijającym roku nasza waluta. Różnica pomiędzy maksymalnym a minimalnym kursem euro wyniosła zaledwie 31 groszy. To najmniej od 1999 r., kiedy powstał wspólny pieniądz europejski. Wyjątkowo niska zmienność złotego sprzyjała zwłaszcza przedsiębiorcom. Łatwiej im było planować rozliczenia w walutach. Przyszły rok, zdaniem ekonomistów, ma przynieść tylko nieznaczne umocnienie złotego. Euro kosztuje teraz 4,15 zł. Według prognoz, na koniec 2014 r. będzie kosztowało 4 zł.