Można też wyrobić sobie na to pogląd odwiedzając „Mahiki", klub nocny utrzymany w polinezyjskim klimacie, zlokalizowany w dzielnicy Mayfair, gdzie butelka szampana Cristal kosztuje 719 dolarów, a szalejących tam do niedawna rosyjskich klientów stopniowo zastępują przybysze z innych krajów, m.in. z Chin, czy Nigerii.
- Coraz mniej rosyjskich nazwisk pojawia się na liście rezerwacji – wskazuje Michael Evans, dyrektor kreatywny klubu w którym bywają tacy goście jak piosenkarka Rihanna, czy książę Harry. – Bardzo łatwo zorientować się w tym co dzieje się na świecie na podstawie rynków które przyciągamy – dodaje menedżer Mahiki.
Konflikt na Ukrainie i dążenie prezydenta Władimira Putina do zmniejszenia zależności Rosji od Zachodu spowodowały, iż bogaci Rosjanie ograniczają zakupy takich towarów jak futra, czy auta Ferrari, mniej spraw powierzają też londyńskim kancelariom prawnym i mniej interesów robią z tamtejszymi bankami inwestycyjnymi. Z tego powodu brytyjska stolica rozgląda się już za inną klientelą - m. In. z Chin i szybko rozwijających się subsaharyjskich państw Afryki.
W pierwszym półroczu wartość przejęć w które zaangażowane były rosyjskie firmy, a obsługiwały je londyńskie przedstawicielstwa globalnych banków, zmniejszyła się o 39 proc. do 16,6 miliarda dolarów, wskazują dane Bloomberga. Rosyjskim firmom trudniej też pozyskiwać nad Tamizą pieniądze.
W okresie od stycznia do maja Rosjanie odwiedzający Wielką Brytanię kupili o 22 proc. mniej niż rok wcześniej, a wydatki Chińczyków wzrosły o 8 proc. Jednak mało prawdopodobnym jest aby obywatele Państwa Środka mogli tyle kupić co zamożni Rosjanie.