Po wydarzeniach z marca 2011 roku japońska gospodarka nie może się pozbierać. Najbardziej cierpi sektor energetyczny, ponieważ ze względu na brak jednego z głównych źródeł zasilania kraju, czyli energii atomowej, trzeba wciąż powiększać import gazu i ropy. Dziura w japońskim budżecie wciąż rośnie.
Cena zmienia układ sił
W obecnej sytuacji niespodziewaną zmienną stała się cena ropy. Zapasy tego surowca, szczególnie w USA zwiększyły się w ostatnim czasie, a popyt na ropę malał. Zawarte wcześniej przez Japonię kontrakty na dostawy gazu ze Stanów Zjednoczonych przestały być tak atrakcyjne w sytuacji, gdy baryłka kosztuje poniżej 80 dolarów. W obecnej sytuacji milion BTU (czyli Brytyjskich Jednostek Ciepła, jednostek energii, w której mierzy się m.in. wydajność elektrowni i dostawy gazu LNG) sprowadzanych z Ameryki za 4 dolary przestaje być dużo bardziej konkurencyjne od miliona możliwego do sprowadzenia z Azji za 13 czy 14 dolarów. Do kwoty ze Stanów trzeba bowiem doliczyć 8 dolarów kosztów transportu.
Czy zatem nowe ceny ropy zmieniają obraz gry dla Japończyków? Według pierwszych zapewnień szefa spółki Osaka Gas niezbyt. Japończycy wcześniej pomyśleli o dywersyfikacji dostaw, dlatego czują się bezpiecznie. Osaka Gas utrzymuje swoje udziały w projekcie gazoportu LNG w Teksasie, którego zadaniem będzie przerabianie amerykańskiego gazu łupkowego na płyn ładowany do tankowców, także tych z Japonii. Koncerny Mitsui i Mitsubishi mają udziały w przedsięwzięciu LNG Cameron w Luizjanie. Obecne zmiany cen nie wpływają na korekty strategii, ale widmo potencjalnego ryzyka nowego typu staje się coraz bardziej namacalne. Prawdopodobnie kontrakty z japońskimi partnerami zostaną wzbogacone o zapisy pozwalające im sprzedawać nadwyżkę sprowadzonego gazu, gdy zapotrzebowanie w kraju będzie mniejsze niż spodziewane.
Układanka się komplikuje
Do bardziej skomplikowanej dla Japonii układanki ekonomicznej dochodzi także słabnący coraz bardziej jen. Noblista i znany ekonomista, Paul Krugman radzi opanowanie i rozsądek. Według niego eksporterzy nie muszą reagować nerwowo, tylko starać się dopasowywać swoje zdolności produkcyjne do zmian. Krugman szczególnie kibicuje poczynaniom japońskiego banku centralnego od momentu wprowadzania w życie reform premiera Abe. JBC pod rządami Haruhiko Kurody stosuje się także do koncepcji amerykańskiego noblisty i od początku listopada wprowadza w życie kolejną rundę dodruku pieniądza. Podstawowym filarem abekonomii, czyli strategii ekonomicznej obecnego rządu, jest osłabienie własnej waluty. Gdy premier Abe obejmował urząd pod koniec 2012 roku jeden dolar był wart 80 jenów, obecnie po dwóch rundach poluzowywania ilościowego już 114.
Krugman chwali japońskie decyzje i tempo wprowadzanych zmian. Ocenia je na czwórkę (wypowiada się dosłownie o stopniu B, drugim po najlepszym A w anglosaskim systemie szkolnictwa), ale wciąż obawia się o końcowy efekt. Największą niewiadomą, która może obrócić w niwecz dotychczasowe osiągnięcia gospodarcze, może być przewidywana na październik 2015 roku podwyżka podatku od konsumpcji z 8 do 10 proc. Tegoroczne zwiększenie jego stawki z 5 na 8 proc. Krugman ocenił jako strategiczny błąd. Ostateczna decyzja w tej sprawie zostanie podjęta przez japońskiego premiera pod koniec roku.