Jackie (Kate Dickie) pracuje w centrum monitoringu w Glasgow. Siedzi przed ścianą ekranów i za pomocą kamer podgląda życie miasta. Otwierająca „Red Road” scena przywodzi na myśl „Okno na podwórze”, zwłaszcza że Jackie – tak jak unieruchomiony fotograf w obrazie Alfreda Hitchcocka – wkrótce wypatrzy mężczyznę, który ją zaintryguje.
Zapowiada się film sensacyjny, czekamy na morderstwo. Ale brytyjska reżyserka Andrea Arnold idzie innym tropem. Choć buduje opowieść ze znanych elementów, składa je w interesującą całość. W konwencję thrillera wpisuje studium psychologiczne. Jackie jest samotna. Widać, że chowa w sobie jakiś uraz.
Praca w centrum monitoringu daje jej poczucie bezpieczeństwa. Nie musi się zbliżać do ludzi, a zarazem może podpatrywać ich prywatność. Obraz z miejskiej kamery to dla niej substytut bliskiego kontaktu z drugim człowiekiem.
Gdy spostrzega Clyde’a (Tony Curran), traci pozorny spokój. Podglądanie zza biurka już nie wystarcza. Chce się za wszelką cenę do mężczyzny zbliżyć. Wejść w jego życie. Clyde ją fascynuje, a zarazem przeraża.Arnold stopniowo odsłania przed nami motywy postępowania Jackie. Okazuje się, że Clyde jest winny tragedii, w której zginęła rodzina kobiety...Ich spotkanie nie ma nic wspólnego z konfrontacją kata z ofiarą. Jest zderzeniem dwójki skrzywdzonych osób, które tłamszą w sobie uczucia.Emocjonalny stan bohaterów znakomicie wyraża pejzaż Glasgow. Zimny, ponury, opustoszały. Strzeliste bloki z płyty wyglądają jakby były wydrążone. Podobnie jak Clyde i Jackie, którzy zastygli w swoim bólu.Oglądanie „Red Road” nie jest łatwe. Arnold przyjmuje postawę chłodnego obserwatora zdarzeń. Akcja toczy się wolno. Jednak dzięki temu można skupić uwagę na detalach opowieści, które składają się na jej niepowtarzalny nastrój.
Zapadły mi w pamięć bezpańskie kundle, które co jakiś czas przemykały przez ekran.