Najlepszy film ubiegłego roku – „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni” Cristiana Mungiu – znajduje się na szczycie rankingów krytyków europejskich, zdobył Złotą Palmę w Cannes i Europejską Nagrodę Filmową, a teraz jest niemal pewnym kandydatem do nominacji oscarowej.
Ale internauci pod rankingami wpisują komentarze: „Tylko zwariowani recenzenci mogą coś podobnego wymyślić!”, „Smutna historia o aborcji to ostatnia rzecz, jaką mam ochotę obejrzeć po tygodniu ciężkiej pracy”. Kupując bilety do kina, widzowie głosują zupełnie inaczej.
Wśród przebojów kasowych nie ma filmów ambitnych. Są hollywoodzkie bajki dla mniejszych i większych dzieci oraz rodzime komedie. Niezawodny zielony ogr Shrek przyciąga wiernych fanów tak jak coraz starszy Harry Potter, emocje wzbudzają piraci z Karaibów. Trzymają się animacje dla dzieci. Tym razem o pszczółkach i szczurku Ratatuju. Poza tym triumfy święcą polskie komedie. Te bardziej ambitne, jak „Testosteron” Andrzeja Saramonowicza i Tomasza Koneckiego czy „Ryś” Stanisława Tyma, i te romantyczne, głupawe, jak „Dlaczego nie!”.
32,6 mln osób odwiedziło polskie kina w 2007 roku. To frekwencyjny rekord
Jedynym poważnym tytułem w pierwszej dziesiątce jest „Katyń” Andrzeja Wajdy, który zgromadził 2,7 mln osób. Wynik znakomity, choć trzeba pamiętać, że osiągnięty też dzięki szkołom oraz wojsku, które film obejrzało obowiązkowo.