Kobiety nie są sentymentalne

W Zachęcie hit: "Dokumentalistki". Ta wystawa zmienia spojrzenie na historię polskiej fotografii dokumentalnej i reportażowej. Od jutra można oglądać prace 50 kobiet zapomnianych bądź pomijanych w pokazach, albumach i opracowaniach

Publikacja: 16.03.2008 20:48

Irena Elgas-Markiewicz , Nowa Huta, 1959, wł. autorki

Irena Elgas-Markiewicz , Nowa Huta, 1959, wł. autorki

Foto: Materiały Promocyjne

"Dokumentalistki" to przede wszystkim nobilitacja fotoreportażu do rangi wielkiej sztuki. Ponad 400 prac wystawionych w Zachęcie zdumiewa artystyczną rangą. Naprawdę na światowym poziomie. Ale to także przywołanie historii naszego kraju ostatnich 130 lat. Unaocznienie zmian, które zaszły w tym czasie, zarejestrowanych okiem kobiet i obiektywu.

Gratulacje dla kuratorki Karoliny Lewandowskiej – spenetrowała "białą plamę" na mapie polskiej fotografii. Do udziału w "Dokumentalistkach" wybrała wyłącznie kobiety. Jej koncepcja nie ma nic wspólnego z feminizmem. To artystyczne rewindykacje, bo udział słabej płci w fotoreportażu był dotychczas z różnych przyczyn marginalizowany.

W tej konkurencji latami uznawanej za zmaskulinizowaną kobiety miały i nadal mają istotny udział. Nieco inaczej przy tym rejestrują świat. Zaglądają w rewiry lekceważone przez mężczyzn, dostrzegają niuansowe nastroje. I wbrew powszechnym mniemaniom nie są sentymentalne ani strachliwe.

Na początku cofamy się do lat 70. XIX wieku. Poznajemy pionierki dokumentu, jak Wanda Chicińska, która utrwalała widoki Lublina. Jednak na przełomie stuleci fotografią zajmowały się amatorki, głównie panny z dobrych domów, które było stać na sprzęt oraz fanaberie – bo nikt rozsądny nie uwieczniał zajęć kuchennych (Maria Lipowska) czy wiejskich typów (Jadwiga Wolska). We współczesnych powiększeniach malutkie wyblakłe odbitki uzyskały nadspodziewaną siłę i urodę.

Na mnie wrażenie zrobiły prace Marii Czaplickiej, pierwszej kobiety wykładającej w Oksfordzie na etnografii, posiłkującej się w czasie zajęć własnoręcznie wykonaną fotograficzną dokumentacją. Jej pasją były obyczaje rdzennej ludności Syberii. Gdyby dziś sfotografować syberyjskich nomadów, mielibyśmy identyczne kadry.

Nie ma natomiast wątpliwości, kiedy powstały zdjęcia Zofii Chomętowskiej, z domu Druckiej-Lubeckiej. Oto powstanie warszawskie, rok 1944. Przejawy życia w ruinach stolicy, na przekór śmierci i grozie. Salon pedicure/manicure w szopie z desek, zakład fotograficzny w niekursującym wagonie tramwajowym, lodziarz ze swym wózkiem między zgliszczami… Autorka tych migawek wyjechała z Polski w 1947 roku, zmarła w 1991 roku w Buenos Aires. To jedna z pierwszych profesjonalnych fotografek, już w międzywojniu uczestniczka najważniejszych międzynarodowych przeglądów. Od 1927 roku używała małoobrazkowej leiki, na tamte czasy rewolucyjnego wynalazku, pozwalającego na szybkie, reporterskie zdjęcia.

Po Chomętowskiej zostały przebogate archiwa, zwłaszcza z lat 30. Na razie nie ma w Polsce instytucji, która zajęłaby się ich usystematyzowaniem.

Kolejna wielka postać i niebanalny życiorys to Julia Pirotte z domu Diament. Żydówka z ubogiej rodziny, od młodości lewicująca. Opuściła Polskę w 1934 roku, wyszła za mąż za belgijskiego komunistę. W czasie wojny działała w ruchu oporu, gestapo poszukiwało jej jako "kobiety z kamerą". Po wyzwoleniu wróciła do kraju. Rok potem uwieczniła pogrom kielecki i jego ofiary. Ze 118 wykonanych wówczas fotografii ocalało jedynie 16; połowa trafiła na wystawę w Zachęcie.

Jedną z gwiazd pokazu jest Zofia Rydet. Ale zamiast jej serii z Podhala zobaczymy inne rewelacje. "Mały człowiek" z lat 50. i 60. – niezwykłe w swej powadze spojrzenie na dzieci. Świetne są też "Prywatne mitologie" – kąciki z pamiątkowymi zdjęciami, zaaranżowane niczym ołtarzyki. To kicz, ale pełen szczerych emocji.

Królową fotoreportażu powojennych lat była Irena Jarosińska, publikująca w tygodniku "Świat" i miesięczniku "Polska", związana z plastyczną awangardą. Widziała i pokazywała Warszawę mniej piękną, niż życzyły sobie tego czerwone władze.

Podobnie można by określić dwie Anny: Brzezińską-Skarżyńską (przez kilka lat szefową działu foto w "Rz") i Annę Beatę Bohdziewicz. Obydwie związane z "Solidarnością". Ta druga zasłynęła "Dziennikiem" prowadzonym systematycznie od końca lat 80. do dziś. Każdy kadr dopełnia komentarz autorki. Osobisty. Spojrzenie też dalekie od oficjałki: "Lechu po obradach Okrągłego Stołu. Raczej zadowolony", "Havel tańcujący na balu w Polskiej Ambasadzie, rok 1990".

Najnowsze na wystawie są prace Julii Staniszewskiej. Kolorowe, powstałe już w XXI wieku. Ale mentalność bohaterów zdjęć należy do innej epoki. Seria "Galeria Mokotów" przypomina migawki z PRL. Towaru wprawdzie nie brak, lecz stoiska to postsocjalistyczne bezguście. A na twarzach klientów maluje się identyczny jak kiedyś wyraz triumfu. Tym razem zdobyczą jest… sama konsumpcja.

Wystawa czynna od 18 marca do 18 maja

Choć to pierwsza tego typu wystawa, nie wykorzystałam wszystkich odnalezionych skarbów. Nie chciałam zmęczyć widzów. Z tysięcy prac wyselekcjonowałam prace najlepsze z najlepszych. Dla mnie gwiazdami fotoreportażu są Julia Pirotte, Zofia Chomętowska i Irena Jarosińska. Znakomita też jest Anna Chojnacka, wrośnięta w Śląsk.

Wielokrotnie w czasopismach natrafiałam na nieznane nazwiska kobiet fotografek. I nie mogłam znaleźć o nich żadnych informacji. Gdy natrafiałam na ślad ich działalności, wiele negatywów czy zdjęć znajdowałam w piwnicy, na wpół zgniłych. Mężczyźni nie są tak zaniedbani. Kobiety starały się łączyć domowe zajęcia z zawodowymi, a także wspierały w pracy mężów. Ale wszystkie były zdecydowane, by nie rezygnować z kamery.

Dowiedziałam się na przykład, że Helena Hartwig wykonywała czarną robotę za słynnego męża, pomimo że sama była wybitną portrecistką. Ze swej strony pan Edward nie wykazał żadnego gestu. Za to zabronił córce Ewie wstąpienia do ZPAF, argumentując, że w związku już jest dwoje fotografów o takim nazwisku. Zapisała się do stowarzyszenia, gdy ojciec wyjechał na delegację. Wielka indywidualność fotoreportażu Irena Jarosińska, ceniona nawet przez kolegów, nie doczekała się za życia ani jednego pokazu, katalogu czy albumu.

Mam nadzieję, że wystawa oraz wydany przy tej okazji katalog sprawią, że urośnie prestiż fotoreportażu. Ceny fotografii, przede wszystkim artystycznej, w ostatnich latach wyraźnie zwyżkują. Na przykład kompozycje Zofii Rydet kosztują już po kilka tysięcy zł. Warszawie ogromnie brakuje centrum fotografii. Poważnej galerii o tym profilu też. Paradoksalnie, po wystawie “Dokumentalistki” nie będzie można niczego kupić do kolekcji Zachęty – jej zbiór ma inny profil.

not. Monika Małkowska

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

"Dokumentalistki" to przede wszystkim nobilitacja fotoreportażu do rangi wielkiej sztuki. Ponad 400 prac wystawionych w Zachęcie zdumiewa artystyczną rangą. Naprawdę na światowym poziomie. Ale to także przywołanie historii naszego kraju ostatnich 130 lat. Unaocznienie zmian, które zaszły w tym czasie, zarejestrowanych okiem kobiet i obiektywu.

Gratulacje dla kuratorki Karoliny Lewandowskiej – spenetrowała "białą plamę" na mapie polskiej fotografii. Do udziału w "Dokumentalistkach" wybrała wyłącznie kobiety. Jej koncepcja nie ma nic wspólnego z feminizmem. To artystyczne rewindykacje, bo udział słabej płci w fotoreportażu był dotychczas z różnych przyczyn marginalizowany.

Pozostało 90% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów