"Dokumentalistki" to przede wszystkim nobilitacja fotoreportażu do rangi wielkiej sztuki. Ponad 400 prac wystawionych w Zachęcie zdumiewa artystyczną rangą. Naprawdę na światowym poziomie. Ale to także przywołanie historii naszego kraju ostatnich 130 lat. Unaocznienie zmian, które zaszły w tym czasie, zarejestrowanych okiem kobiet i obiektywu.
Gratulacje dla kuratorki Karoliny Lewandowskiej – spenetrowała "białą plamę" na mapie polskiej fotografii. Do udziału w "Dokumentalistkach" wybrała wyłącznie kobiety. Jej koncepcja nie ma nic wspólnego z feminizmem. To artystyczne rewindykacje, bo udział słabej płci w fotoreportażu był dotychczas z różnych przyczyn marginalizowany.
W tej konkurencji latami uznawanej za zmaskulinizowaną kobiety miały i nadal mają istotny udział. Nieco inaczej przy tym rejestrują świat. Zaglądają w rewiry lekceważone przez mężczyzn, dostrzegają niuansowe nastroje. I wbrew powszechnym mniemaniom nie są sentymentalne ani strachliwe.
Na początku cofamy się do lat 70. XIX wieku. Poznajemy pionierki dokumentu, jak Wanda Chicińska, która utrwalała widoki Lublina. Jednak na przełomie stuleci fotografią zajmowały się amatorki, głównie panny z dobrych domów, które było stać na sprzęt oraz fanaberie – bo nikt rozsądny nie uwieczniał zajęć kuchennych (Maria Lipowska) czy wiejskich typów (Jadwiga Wolska). We współczesnych powiększeniach malutkie wyblakłe odbitki uzyskały nadspodziewaną siłę i urodę.
Na mnie wrażenie zrobiły prace Marii Czaplickiej, pierwszej kobiety wykładającej w Oksfordzie na etnografii, posiłkującej się w czasie zajęć własnoręcznie wykonaną fotograficzną dokumentacją. Jej pasją były obyczaje rdzennej ludności Syberii. Gdyby dziś sfotografować syberyjskich nomadów, mielibyśmy identyczne kadry.