Autorka zdjęć od siedmiu lat mieszka w Tbilisi, a jej fotografie ukazują się regularnie zarówno w polskiej prasie ("Newsweek Polska"), jak i zagranicznej (np. "New York Times"). Z okazji otwarcia wystawy World Press Photo 2009 w Warszawie udało nam się porozmawiać z Justyną o jej pracy i wyróżnieniu w konkursie.
[b]Od ogłoszenia wyników konkursu World Press Photo 2009 minęło już trochę czasu. Czy dziś może pani powiedzieć, że znalezienie się w gronie zwycięzców wpłynęło na pani sytuację zawodową i prywatną?[/b]
Prywatną na pewno nie. Zawodową - trudno mi powiedzieć - wystawa zdjęć finałowych „żyje” przez cały rok. Potem nagrodzone fotografie publikowane są w książce "World Press Photo", więc moja praca jest ciągle widoczna. Poza tym, ja po otrzymaniu nagrody nie zrobiłam żadnej specjalnej promocji siebie, a chyba powinnam. Myślę, że jeszcze nie jest za późno. Na razie pewnie skupię się na tym, by fotoedytorzy z różnych gazet na świecie wiedzieli, że jestem w Gruzji i nad czym pracuję.
[b]Jak pani czuje - czy to, gdzie się mieszka i jaką ma się płeć, może mieć wpływ na karierę fotografa?[/b]
Płeć na pewno nie ma wpływu. Miejsce może mieć, ale żyjemy w takich czasach ze nikt nie jest przywiązany do miejsca swego urodzenia. Jest internet, który stał się dla nas oknem na świat. Ważne by patrzeć przez nie gdzieś dalej. Zawsze powtarzam młodym fotografom, żeby nie myśleli o tym, iż tylko pobyt na wojnie gwarantuje sukces. Najlepiej jest pracować na swoim podwórku.