Na znakomitych i do tej pory nie pokazywanych w Polsce zdjęciach widać Hemingwaya pośród świętującego tłumu. Siedzi za stołem a liczba pustych butelek świadczy, że nie znalazł się tam przed chwilą. Nobliście przygrywa gitarzysta, wielbiciele pisarza cierpliwie czekają na okazję zdobycia autografu. Tymczasem Papa najspokojniej osusza kolejną flaszkę wina. Towarzyszy mu żona, Mary Welsh, z którą wybierał się na walki byków i huczne imprezy z udziałem najlepszych matadorów.
Te fotografie wykonał Julio Ubino. Dokumentują ostatni pobyt Hemingwaya w stronach, które tak ukochał - w usytuowanej na północy Hiszpanii prowincji Nawarra, surowej krainie u stóp Pirenejów. Jak powiedział pisarz, obchody święta Sanfermines w lipcu 1959 r. „były najszczęśliwszymi dniami w jego życiu”. Wkrótce potem dała o sobie znać depresja, która pchnęła go do samobójstwa.
[srodtytul]Byki gnają przez miasto[/srodtytul]
W wydanej w 1926 r. książce „Słońce też wschodzi” Hemingway tak pisał o święcie ku czci świętego Fermina, obchodzonym w Pampelunie między 6 a 14 lipca: „Fiesta zaczęła się naprawdę. Trwała dzień i noc przez cały tydzień. Nie ustawały tańce, nie ustawało picie, wciąż trwała wrzawa. Rzeczy, które się działy, mogły się zdarzyć jedynie podczas fiesty. W końcu wszystko stało się nierealne i doznawało się wrażenia, że nic nie może mieć żadnych konsekwencji. Myślenie o konsekwencjach wydawało się nie na miejscu podczas fiesty. Przez cały czas jej trwania, nawet gdy było spokojnie, miało się uczucie, że trzeba wykrzyczeć każde zdanie, żeby nas dosłyszano. To samo dotyczyło wszystkiego, co się robiło. Była to fiesta, a trwała siedem dni”.
Podczas Sanfermines codziennie odbywa się korrida. Byki, które mają walczyć po południu, wypuszcza się z corrali o ósmej rano. Gnają wtedy głównymi ulicami miasta w kierunku areny. Przepędzają je ochotnicy ubrani w odświętne stroje: białe płócienne spodnie i białe koszule przewiązane czerwonymi pasami. Trasę gonitwy odgradzają podwójne drewniane bariery, między którymi stoją policjanci i sanitariusze. Mają zapobiec wypadkom. Zdarza się bowiem, że byk o wadze pół tony i rogach ostrych jak noże dopadnie do śmiałka.