Urodzony w Afganistanie, ale wychowany w Niemczech Qurbani, portretuje środowisko islamskich emigrantów w Berlinie. Śledzi losy kilku osób. Lokalny imam, religijny przywódca tej społeczności, człowiek światły i inteligentny, przeżywa dramat, nie mogąc porozumieć się z własną córką. Dziewczyna nękana poczuciem winy po nielegalnej aborcji staje się groźną fundamentalistką. Młody chłopiec pracujący w barze nie chce się przyznać, nawet przed samym sobą, do homoseksualizmu zabronionego przez wiarę. Policjant się zadręcza, bo w czasie akcji postrzelił ciężarną kobietę, która straciła dziecko.
W "Shahadzie" wierność Koranowi zderza się z zachodnią cywilizacją, zmuszając ludzi do niełatwych wyborów.
– To ważny dla mnie film – mówi Qurbani. – Jest próbą szukania odpowiedzi na pytania, które, rosnąc w dwóch tradycjach i dwóch kulturach, sam sobie zadawałem.
Reżyser twierdzi, że podczas pracy stale pamiętał zdanie żydowskiego satyryka Ephraima Kishona: "Bardzo trudno jest pogodzić otwarte, światłe myślenie i religię". Ale "Shahada" nie jest obrazem o wierze, raczej opowieścią o ludziach, którzy próbują odnaleźć miejsce w kraju o innej tradycji. To zresztą zachwycające, jak niemieckie kino stawia czoło jednemu z najpoważniejszych problemów XXI wieku – masowej migracji. I potrafi stać się wentylem społecznego bezpieczeństwa, odważnie i nietuzinkowo opowiadając o asymilacji emigrantów. Niemiecki Turek Fatih Akin stał się już klasykiem, zdobywając berlińskiego Złotego Niedźwiedzia i nagrody europejskie. Teraz przyszła kolej na Afgańczyka Qurbaniego. Warto to nazwisko zapamiętać.
[srodtytul]Tajemnice drobnych gestów[/srodtytul]
Kino nie może żywić się samym realizmem. Na berlińskim ekranie pojawiły się dwa filmy, niosące uniwersalną, filozoficzną refleksję. Oba łączy surowość i wolne tempo: cyzelowanie każdej sytuacji, podpatrywanie drobnych spojrzeń, gestów.