Izba koszmarów

Publikacja: 12.03.2010 18:52

Izba koszmarów

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Godzina 21. Czytam kartkę: „Proszę czekać, trwa przyjmowanie pacjentów”, przyciskam dzwonek. Korytarz za przeszkolonymi drzwiami przypomina do złudzenia szpital. Po paru minutach pojawia się postać w białym kitlu. Jestem w środku. Spore pomieszczenie składa się z czterech izb przedzielonych grubą materiałową kotarą. W poczekalni z dwiema ławami wygody oczekujących dopełnia poczucie bezpieczeństwa, zapewniane przez policjantów i strażników miejskich wypełniających karty przyjęć przy stoliku.

Druga kotara to depozyt. Rzadko stojący o własnych siłach oddają swoje mienie, często nie bez walki. Tylko po to, żeby znaleźć się za trzecią zasłoną. Atmosfera pomieszczenia jest ciężka. Niezrozumiały pijacki bełkot staje się językiem urzędowym tego miejsca. Trzeba go znać. Jest się w końcu w mniejszości. – Jestem pułkownikiem! – rozlega się krzyk. Po chwili agresywny 60-letni mężczyzna zostaje spacyfikowany przez dwóch sanitariuszy i rozebrany do bielizny. Nikt nie salutował, kapitulacja była nieunikniona.

Godz. 3. – Zaczyna się godzina duchów – słyszę za sobą głos. Poczekalnia wypełniona po brzegi. Niektórzy zawiązują chwilowe przyjaźnie, inni znajdują zaciętych wrogów. Po paru minutach znajomości te znikają bez śladu na zawsze. Pomieszczenie lekarskie, ostatnie. Tu diagnozy wahają się najczęściej pomiędzy dwoma a czterema promilami. Stamtąd już tylko krótka droga na pierwsze piętro, do upragnionego wypoczynku w zbiorowych salach. Zawszeni na prawo, czyści na lewo. Awanturujący się w pasy. – Jestem biały orzeł! – krzyk młodego mężczyzny budzi współtrzeźwiejących. Dwóch sanitariuszy prowadzi go do izolatki. – Chcę zastrzyk! – krzyczy. – Siostro, pavulon! – rozlega się głos lekarza z sarkastycznym uśmiechem na twarzy. Poczucie humoru w szaleńczym hotelu się przydaje.

Drzwi wejściowe otwierają się, obwieszczając tym samym przybycie kolejnego klienta. Powstał mały tłumek, a to nawet nie piątek ani nie sobota, powszedni dzień. Wszystko przypomina taśmową robotę albo pobór do wojska z mocno zaniżonymi kryteriami przyjęcia: nie jest wymagana umiejętność ustania na nogach ani podstawowe funkcje motoryczne.

Godz. 5. Przerwa. Zieloną podłogę z linoleum, spryskano środkiem dezynfekującym i zgaszono światło. Poczekalnia opustoszała. Policjant na podjeździe polewa szlauchem podłogę radiowozu. Wgapiam się w ekran monitoringu. Widać na nim każdą salę. Większość gości śpi. Niektórzy łażą po salach bez celu, z innych słychać krzyki i wiązanki wyzwisk.

Godz. 6. Zaczynają się wypisy. Klienci z poprzedniego dnia odbierają swój dobytek. Kawa z automatu za dwa złote przy wyjściu kusi nielicznych. Większość wychodzących szybko dozbiera do tych dwóch złotych brakującą sumę na najtańszy alkohol. Wrócą tu kolejnej nocy. Po niektórych przyjeżdża policja, dla tych to dopiero początek kłopotów. Pijani kierowcy, mężowie kaci, złodzieje… z dwojga złego lepiej leżeć znieczulonym niż na trzeźwo stawiać czoła swoim występkom.

Godz. 7. Koniec zmiany. Przygotowuję się do wyjścia. Jestem tu drugą kolejną noc, od dwóch dni nie spałem. To miejsce uzależnia. Tyle ludzi, tyle życiowych historii na przestrzeni 30 metrów. Kątem oka widzę przez szybę podjeżdżający kolejny policyjny pojazd. Pierwszy klient dziennej zmiany będzie za chwilę w poczekalni. Izby przyjęć wielu szpitali mogą pozazdrościć takiej frekwencji temu reliktowi socjalizmu, jak go niektórzy nazywają. Miejsce, z którego wychodzi się z rachunkiem i niewyraźną reminiscencją koszmaru, którego się doświadczyło.

Reportaż zdobył główną nagrodę w konkursie firmy Canon i fotopolis.pl

 

Godzina 21. Czytam kartkę: „Proszę czekać, trwa przyjmowanie pacjentów”, przyciskam dzwonek. Korytarz za przeszkolonymi drzwiami przypomina do złudzenia szpital. Po paru minutach pojawia się postać w białym kitlu. Jestem w środku. Spore pomieszczenie składa się z czterech izb przedzielonych grubą materiałową kotarą. W poczekalni z dwiema ławami wygody oczekujących dopełnia poczucie bezpieczeństwa, zapewniane przez policjantów i strażników miejskich wypełniających karty przyjęć przy stoliku.

Druga kotara to depozyt. Rzadko stojący o własnych siłach oddają swoje mienie, często nie bez walki. Tylko po to, żeby znaleźć się za trzecią zasłoną. Atmosfera pomieszczenia jest ciężka. Niezrozumiały pijacki bełkot staje się językiem urzędowym tego miejsca. Trzeba go znać. Jest się w końcu w mniejszości. – Jestem pułkownikiem! – rozlega się krzyk. Po chwili agresywny 60-letni mężczyzna zostaje spacyfikowany przez dwóch sanitariuszy i rozebrany do bielizny. Nikt nie salutował, kapitulacja była nieunikniona.

Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów