Pierwsza fabuła aktorska tego znakomitego animatora jest filmem niezwykłym. To rodzaj filozoficznej przypowieści o życiu i śmierci, o stosunkach ojciec-syn, o pustce, jaka zostaje po śmierci najbliższej osoby. Obraz wysublimowany, ze znakomitymi zdjęciami Adama Sikory.
Tegoroczny wybór był ogromnie trudny. Najpoważniejszymi rywalami „Lasu” były: „Matka Teresa od kotów” Pawła Sali, „Chrzest” Marcina Wrony, „Essential Killing” Jerzego Skolimowskiego, „Wszystko, co kocham” Jacka Borcucha.
Złotą Taśmę dla najlepszego filmu zagranicznego zdobyło „Lourdes”. Jessica Hausner pokazuje sanktuarium, do którego pielgrzymują co roku setki tysięcy wiernych. Jedni głównie w celach turystycznych, inni po to, by błagać Boga o łaskę dla siebie i najbliższych. I czekać na cud. W filmie ten cud się wydarza. Ale film Hausner nie jest kinem religijnym. To film o wierze człowieka XXI wieku: o zwątpieniu, o samotności człowieka innego, która wbrew nauce Kościoła jest bardzo dojmująca.
Wyróżnienie przypadło dwóm tytułom: tureckiemu „Miodowi” Semiha Kaplanoglu i brytyjskiemu „Fish Tank” Andrei Arnold.
„Miód” to trzecia część trylogii Kaplanoglu, po „Jajku” i „Mleku”. Film bardzo osobisty, cofający się do dzieciństwa poety portretowanego w poprzednich obrazach. Mały Uysuf mieszka z rodzicami w głębokim lesie, na skraju wsi. Ojciec uczy go patrzeć na naturę, jest jego przewodnikiem po świecie. Gdy pewnego dnia nie wraca z wyprawy po miód, życie dziecka wali się. To, podobnie jak „Las” Dumały, film o stracie najbliższej osoby, tym razem opowiedziany z punktu widzenia dziecka.