Przypomnijmy. W pierwszej części panda Po został – przez przypadek – kandydatem na Smoczego Wojownika. I aby potwierdzić swoją wartość, musiał przejść ostry trening pod okiem surowego mistrza Shifu. Komizm tamtego filmu polegał głównie na zderzeniu skrajnie odmiennych osobowości. Leniwy Po nie miał serca do ćwiczeń, więc co chwila dostawał od swojego mentora tęgie lanie.
W kontynuacji nie brakuje podobnych gagów, ale tym razem twórcy postawili na slapstikowy humor z domieszką psychologii. Po opanował już technikę, ale wciąż trudno mu odnaleźć pełną harmonię. Tymczasem starożytne Chiny podbija bezwzględny paw albinos lord Shen, który planuje zdobyć władzę i unicestwić kung-fu za pomocą sekretnej broni. Po stawi mu czoło, a przy okazji odkryje swoją dramatyczną przeszłość...
Oczywiście, „Kung Fu Panda 2" jest pastiszem azjatyckich filmów sztuk walki. Każdy pojedynek na pięści i kopniaki kończy się dowcipną pointą, a przebieg starć bardziej przypomina sceny z chaplinowskich komedii niż z tzw. kina kopanego.
Ale odkrywanie przez bohatera własnych korzeni, a także skrojona na szekspirowską miarę postać Shena nadają całości głębszy wymiar.
Historia pandy Po jest podobno rozpisana aż na sześć filmów. Jeśli jego perypetie będą się tak rozwijać, to jestem pewien, że zgodnie z twierdzeniem Uszatka dzieci nadal będą lubić misie.