Ale jednocześnie od religii się pan odwraca. Nad pana bohaterami rozpościera się puste niebo.
Cenię religię. Ona mnie na swój sposób fascynuje. Biblię traktuję jak wielkie dzieło i stawiam na półce obok dramatów Szekspira. Ale nie jestem człowiekiem wierzącym i w kinie też staram się wyjść z okowów religii. Sięgnąć po to, co odbiera się zmysłami, intuicją. Bohaterowie „Poza szatanem" modlą się, lecz w ich świecie nie ma Boga.
W swoich filmach opowiada pan zwykle o bardzo prostych ludziach. I często obsadza pan w głównych rolach amatorów. Dlaczego?
Mistycy to nie intelektualiści, lecz ludzie, którzy czują. A co do naturszczyków... Aktorzy stale pytają: „Dlaczego mam się tak zachowywać? Jakie są motywacje mojego bohatera?". Dlatego szukam wykonawców, którzy reagują instynktownie, albo zawodowców potrafiących zapomnieć o wyuczonych technikach. Uważam, że dobry aktor nie zadaje pytań. Zresztą dobra publiczność też nie. Wolę, jak widz mój film obejrzy i przetrawi w sobie.