„Poza szatanem“ to najnowszy film reżysera Brunona Dumont

Wydarzeniem wrocławskiego festiwalu Nowe Horyzonty stał się przegląd filmów Brunona Dumonta

Aktualizacja: 29.07.2011 11:54 Publikacja: 28.07.2011 01:01

Alexandra Lematre i David Dewaele, bohaterowie filmu „Poza szatanem” Brunona Dumonta

Alexandra Lematre i David Dewaele, bohaterowie filmu „Poza szatanem” Brunona Dumonta

Foto: nowe horyzonty

Porzucił pan filozofię, żeby zająć się kinem. W języku X Muzy można powiedzieć więcej niż w czasie debaty naukowej?

Bruno Dumont:

Słowa mogą tylko opisać uczucia, film to czyste emocje. Tu nie trzeba nic mówić, żeby je przekazać. Kino wychodzi nie z umysłu, lecz z trzewi artysty. Jego powstawanie to proces organiczny.

Krytycy nazywają pana mistykiem kina.

Mistycyzm jest bardzo filmowy, bo wykracza poza proces rozumowania i tłumaczenia świata.

Czy w racjonalnym świecie potrzebujemy mistycyzmu?

Tak. Odczuwamy potworną tęsknotę za poezją, za czymś, co mogłoby nam pomóc zbliżyć się do tajemnicy.

Ale jednocześnie od religii się pan odwraca. Nad pana bohaterami rozpościera się puste niebo.

Cenię religię. Ona mnie na swój sposób fascynuje. Biblię traktuję jak wielkie dzieło i stawiam na półce obok dramatów Szekspira. Ale nie jestem człowiekiem wierzącym i w kinie też staram się wyjść z okowów religii. Sięgnąć po to, co odbiera się zmysłami, intuicją. Bohaterowie „Poza szatanem" modlą się, lecz w ich świecie nie ma Boga.

W swoich filmach opowiada pan zwykle o bardzo prostych ludziach. I często obsadza pan w głównych rolach amatorów. Dlaczego?

Mistycy to nie intelektualiści, lecz ludzie, którzy czują. A co do naturszczyków... Aktorzy stale pytają: „Dlaczego mam się tak zachowywać? Jakie są motywacje mojego bohatera?". Dlatego szukam wykonawców, którzy reagują instynktownie, albo zawodowców potrafiących zapomnieć o wyuczonych technikach. Uważam, że dobry aktor nie zadaje pytań. Zresztą dobra publiczność też nie. Wolę, jak widz mój film obejrzy i przetrawi w sobie.

Dzisiaj kina wypełnia młodzież szukająca łatwej rozrywki. Nie jest pan skazany na niepowodzenie?

30 lat temu tytuły takie jak moje byłyby gdzieś w środku list najchętniej oglądanych przebojów kasowych, teraz rzeczywiście wloką się w ogonie. Zaczynamy zapominać, że sztuka to refleksja nad życiem, śmiercią. Artyści są spychani na margines.

Poważne nagrody, między innymi w Cannes, które dostaje pan od początku kariery, nie pomagają dotrzeć do publiczności?

Dzięki nagrodom łatwiej mi zdobyć dla filmu dystrybutora. Ale co dalej, to już nie zależy ode mnie. Przestałem zresztą marzyć o tłumach na salach. Chcę przyglądać się współczesnej moralności i granicom pomiędzy dobrem a złem. W przeciwieństwie do twórców kina mainstreamowego staram się, żeby moi bohaterowie mieli złożoną osobowość. I z tego nie ustąpię. Mam wielki szacunek dla publiczności, ale nie zamierzam schlebiać pospolitym gustom.

Myśli pan, że to Hollywood zmieniło wrażliwość widzów?

Hollywood bez wątpienia ma olbrzymi wpływ na marzenia i oczekiwania kulturalne współczesnych. To jest tak jak z kuchnią. Konsumenci przyzwyczajeni do fast foodów niekoniecznie szukają wytwornych restauracji. Dzisiejsze kino komercyjne odzwyczaja ludzi od myślenia.

W kulturze jest miejsce na wszystko – od tragedii aż do komedii, ale nie powinno być miejsca na idiotyzmy. Dlatego potrzebna jest rewolucja. Trzeba odsunąć ludzi, którzy wspierają ten rodzaj uśpienia.

Szefów wielkich wytwórni?

To byłoby zbyt proste. Dzisiaj media decydują o tym, co się podaje ludziom na tacy i jakie treści im się wpaja. Niestety, gazety i stacje telewizyjne pełne są dziennikarzy kompletnie odmóżdżonych, bezkrytycznych, gotowych bez oporu służyć wielkim koncernom.

To jak pan widzi swoją przyszłość w kinie?

Dam sobie radę. Nauczyłem się kręcić filmy za niewielkie pieniądze. Dlatego robię, co chcę i jak chcę. Pewnie, że moim producentom nie starcza na promocję i że nie wszystkie pomysły mogę zrealizować. Ale to nie jest wysoka cena za wolność.

—rozmawiała Barbara Hollender

Bruno Dumont - reżyser

Ur. w 1958 r. autor sześciu fabuł, którymi zapewnił sobie szczególne miejsce we współczesnym kinie europejskim. Filmowania uczył się sam. Kręcił reklamówki, a w 1997 r. zadebiutował „Życiem Jezusa" – opowieścią o mieście i znudzonych na śmierć młodych ludziach. Dostał w Cannes Złotą Kamerę za debiut i stał się ulubieńcem tego festiwalu. Pokazywał na nim kolejne filmy i dwukrotnie zdobył Grand Prix Jury za „Ludzkość" (1999) – historię powolnego policjanta, który bierze udział w śledztwie w sprawie morderstwa dziewczynki – oraz za „Flandrię" (2006), w której mówi o wojnie i jej konsekwencjach. W „Hadewijch" (2009) zaszokował opowieścią o studentce mistyczce, a w nowym filmie „Poza szatanem" jego bohater, włóczęga, jest pół bogiem, pół zbrodniarzem. Czyni cuda, leczy, a jednocześnie zabija prześladowców zakochanej w nim dziewczyny. Jest zwykłym mordercą czy może znajduje się poza szatanem, poza złem?

—b.h.

Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko