Rz: Kim jest grana przez panią Ola Raniewska?
Natasza Urbańska:
Jest młodą wschodzącą gwiazdą przedwojennego kabaretu Qui Pro Quo. Ma szalonego narzeczonego, poetę Jana. Ich narzeczeństwo przerywa wojna. Jan wstępuje do wojska. Biorą ślub. Ona na początku zostaje w Warszawie, dalej gra w teatrze. Kiedy dowiaduje się o śmierci męża, nie do końca wierzy, że to prawda. Postanawia sama wyruszyć na front i walczyć o Warszawę. Jakie będzie zakończenie, tego oczywiście nie zdradzę. Mogę tylko powiedzieć, że z mojego punktu widzenia jest to piękna, romantyczna, wielowarstwowa rola. Cieszę się tym bardziej, że to mój debiut na dużym ekranie.
Otrzymała pani tę rolę w drodze castingu?
Zostałam zaproszona na zdjęcia próbne, Pamiętam, że szłam na casting pełna obaw, bo to zupełnie nowe wyzwanie. Zastanawiałam się, czy ja, aktorka musicalowa grająca w teatrze, mająca niewielkie doświadczenie z filmem, poradzę sobie z tą rolą. Nie dowierzałam, że się uda, zresztą mam takie podejście do nowych rzeczy, po prostu zakładam, że się nie uda, Wtedy porażka nie bywa taka gorzka, a zwycięstwo bardziej cieszy. Miałam do odegrania kilka scen z udziałem aktorów. Pan Jerzy Hoffman wraz z częścią ekipy bacznie wszystkiemu się przyglądał i mniej więcej po godzinie powiedział: „Trzeba będzie trochę rozjaśnić włosy". „Jak to, teraz rozjaśnić włosy?" – spytałam z lekkim przerażeniem. „Nie teraz, tylko do roli, bo Ola powinna mieć trochę jaśniejsze włosy. A poza tym w porządku" – dodał, patrząc na mnie z uśmiechem. Długo nie wierzyłam, że zagram tę rolę. Dopiero po pierwszym klapsie, który nastąpił kilka miesięcy później, odetchnęłam z ulgą.