Miłość, kabaret i wojna

Rozmowa z Nataszą Urbańską, główną bohaterką filmu

Publikacja: 13.08.2011 01:01

Głównym wątkiem filmu jest miłość dwojga młodych – w ich rolach Natasza Urbańska i Borys Szyc – któr

Głównym wątkiem filmu jest miłość dwojga młodych – w ich rolach Natasza Urbańska i Borys Szyc – która splata się z dramatycznymi wydarzeniami 1920 roku. fot. Fot. Krzysztof Wojciewski

Foto: __Archiwum__

Rz: Kim jest grana przez panią Ola Raniewska?

Natasza Urbańska:

Jest młodą wschodzącą gwiazdą przedwojennego kabaretu Qui Pro Quo. Ma szalonego narzeczonego, poetę Jana. Ich narzeczeństwo przerywa wojna. Jan wstępuje do wojska. Biorą ślub. Ona na początku zostaje w Warszawie, dalej gra w teatrze. Kiedy dowiaduje się o śmierci męża, nie do końca wierzy, że to prawda. Postanawia sama wyruszyć na front i walczyć o Warszawę. Jakie będzie zakończenie, tego oczywiście nie zdradzę. Mogę tylko powiedzieć, że z mojego punktu widzenia jest to piękna, romantyczna, wielowarstwowa rola. Cieszę się tym bardziej, że to mój debiut na dużym ekranie.

Otrzymała pani tę rolę w drodze castingu?

Zostałam zaproszona na zdjęcia próbne, Pamiętam, że szłam na casting pełna obaw, bo to zupełnie nowe wyzwanie. Zastanawiałam się, czy ja, aktorka musicalowa grająca w teatrze, mająca niewielkie doświadczenie z filmem, poradzę sobie z tą rolą. Nie dowierzałam, że się uda, zresztą mam takie podejście do nowych rzeczy, po prostu zakładam, że się nie uda, Wtedy porażka nie bywa taka gorzka, a zwycięstwo bardziej cieszy. Miałam do odegrania kilka scen z udziałem aktorów. Pan Jerzy Hoffman wraz z częścią ekipy bacznie wszystkiemu się przyglądał i mniej więcej po godzinie powiedział: „Trzeba będzie trochę rozjaśnić włosy". „Jak to, teraz rozjaśnić włosy?" – spytałam z lekkim przerażeniem. „Nie teraz, tylko do roli, bo Ola powinna mieć trochę jaśniejsze włosy. A poza tym w porządku" – dodał, patrząc na mnie z uśmiechem. Długo nie wierzyłam, że zagram tę rolę. Dopiero po pierwszym klapsie, który nastąpił kilka miesięcy później, odetchnęłam z ulgą.

Czego bała się pani najbardziej?

Przede wszystkim bardzo obawiałam się scen aktorskich, zarówno z Bogusławem Lindą, jak i Borysem Szycem. Bałam się, że zapomnę tekstu, że się zdenerwuję, że nie będzie mi szło. Przy tych scenach miałam ogromną pomoc od reżysera i w rzeczywistości poszło mi dużo łatwiej niż w scenach kabaretowych, które z początku traktowałam na luzie. Tu, gdzie miało być gładko, było sporo stresu. Muzyka, taniec, śpiew, czyli to, co robię na co dzień w teatrze, na planie filmu na początku szło mi szczególnie opornie. Uświadomiłam wtedy sobie, że trudno porównywać granie w filmie i teatrze. Podczas spektaklu aktorowi pomaga kontakt z widzem. Takie reakcje, jak płacz, gniew, osiąga się raz w ciągu jednego wieczoru. Przed kamerą w ciągu 20 minut musiałam np. trzykrotnie doprowadzić się do takiego stanu ekstremalnego, potem przerwa 30 min i znowu proszą o płacz, i tak przez pół dnia. Na początku trudno było tak na zawołanie zagrać scenę płaczu, a nie chciałam – jak mi radzono – zapuścić kropli do oczu. W końcu przełamałam swój wstyd i zagrałam najlepiej, jak umiałam, bez mentolu w oczach... Bardzo pomogła mi ekipa. Pan Jerzy i pan Sławomir Idziak wyczuwali natychmiast jakikolwiek niepokój oraz wątpliwości i spieszyli z pomocą. Jestem pod wielkim wrażeniem obu panów i całej produkcji.

A praca z najbardziej wymagającym dla pani artystą, czyli Januszem Józefowiczem?

Janusz jest niezwykle wymagający wobec wszystkich artystów, z którymi pracuje, jestem już do tego przyzwyczajona. Janusz stworzył zabawną choreografię do kabaretu, powstała także nowa piosenka Krzesimira Dębskiego inspirowana latami 20. Istne szaleństwo pt. „Pam pam parampam". Do tego wojenne piosenki czy szalony bolszewicki kankan, którego tańczę paląc machorkę i popijając samogonem.

Pani bohaterka, kiedy wyrusza na wojnę, bardzo wprawnie obsługuje CKM. Były jakieś kursy obsługi tego sprzętu?

Tego wszystkiego uczyłam się na planie. Jedyną radą, którą dostałam, była ta, bym obcięła paznokcie, żeby sobie ich nie połamać przy strzelaniu. Sama musiałam umieć ten sprzęt obsługiwać. Karabin zresztą kilkakrotnie się zacinał, a niektóre sceny były tak głośne, że musiałam mieć w uszach zatyczki.

Chyba niepotrzebnie obawiała się pani Borysa Szyca; widziałem, jak pięknie po scenie ślubu nosił panią na rękach...

Tę bardzo malowniczą – jak się potem okazało – scenę potwornie wspominam, bo właściwie niewiele z niej pamiętam. Kręcona była w kościele św. Anny. Wiedziałam, że przed wejściem do kościoła na Krakowskim Przedmieściu ustawionych było ok. 300 koni. Ponieważ jestem bardzo uczulona na ich sierść, zażyłam dużą dawkę środków odczulających. Co więcej – scenę ślubu kręciliśmy w dniu, w którym rano wróciłam z USA. Tego dnia byłam więc i zmęczona, i otumaniona. Różnica stref czasowych i alertec robiły swoje. Kiedy w namiocie oglądaliśmy na monitorze scenę ślubu, widziałam to zmęczenie na twarzy i zapytałam Sławomira Idziaka, czy nie trzeba wszystkiego powtórzyć, nieco doświetlając moją twarz. „Jest bardzo dobrze – powiedział Sławomir Idziak. – W scenariuszu jest wyraźnie napisane, że biorą ślub nazajutrz po imprezie w Qui Pro Quo, więc to zmęczenie i lekko podkrążone oczy są jak najbardziej zrozumiałe".

Czyli w filmie nie jeździ pani konno?

Niestety. W życiu prywatnym też. Ponieważ jestem alergikiem, unikam koni. Kiedyś mąż zaprosił mnie w Wiedniu na przejażdżkę konno. Już po kilku minutach byłam zapuchnięta, niczego nie widziałam. Miało być romantycznie, a ja błagałam tylko o środek odczulający. Od tego momentu już wiem, że konie to nie mój żywioł...

Rola artystki w przedwojennym kabarecie będzie jak znalazł do kolejnej pani wielkiej postaci teatralnej, czyli Poli Negri w pani macierzystym Teatrze Buffo...

Do tej pory nie mogę zrozumieć, dlaczego nie powstał o niej film. Jej życie wydaje się szczególnie wdzięcznym tematem dla kina i teatru. Pola Negri to przecież jedyna polska aktorka, która zdobyła Hollywood. Bardzo niewiele o niej mówimy. Kochali się w niej najwięksi amanci kina – Chaplin i Valentino. Janusz Stokłosa i Janusz Józefowicz przygotowują o niej musical w technologii 3D. Praca nad tym pionierskim przedsięwzięciem, gdzie zagram rolę tytułową, uświadomiła mi, jak wiele pracy przede mną, ale przede wszystkim, jak piękny może być ten zawód.

—rozmawiał Jan Bończa-Szabłowski

Rz: Kim jest grana przez panią Ola Raniewska?

Natasza Urbańska:

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Film
„Fenicki układ” Wesa Andersona: Multimilioner walczy o przyszłość
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Film
Hermanis piętnuje źródło rosyjskiego faszyzmu u Dostojewskiego. Pisarz jako kibol
Film
Polskie dokumentalistki triumfują na Krakowskim Festiwalu Filmowym
Film
Nie żyje Loretta Swit, major "Gorące Wargi" z serialu "M*A*S*H"
Film
Cannes 2025: Złota Palma dla irańskiego dysydenta