Zanim powstała telewizja i masowa turystyka, niewiele było sposobów na poznawanie świata. To, co nieznane, pokazywano na wystawach. Trafiały na nie rzadkie zwierzęta, egzotyczne przedmioty, ale również ludzie. Z czasem stało się normą, że przybysze z innych lądów eksponowani byli jak laboratoryjne okazy – przenoszo ich razem z wioskami, a nawet zwierzętami. Mieli żyć na oczach publiczności według własnego obrządku i tradycji. Takie wystawy w Paryżu, Chicago, Londynie czy Nowym Jorku przyciągały zwiedzających jak magnes. Byli wśród nich także koronowani władcy.

Film rekonstruuje historię Ota Benga, pigmeja z Kongo, który pojawił się jako eksponat na światowej wystawie w USA w 1904 roku. Znalazł się tam za sprawą podróżnika Phillipsa Vernera.

– Dziadek kupił jego wolność za zwój drutu kolczastego i trochę soli – wyjaśnia wnuk Vernera.

Ota Benga okazał się człowiekiem interesu: pobierał opłaty za fotografowanie, kupował i palił cygara. Wkrótce tak przywykł do życia w obcym kraju, że powrót do rodzinnego Konga okazał się porażką. Po licznych perypetiach Benga ponownie trafił do USA, tyle, że tym razem gorzej potoczył się jego los. Został wystawiony w zoo w nowojorskim Bronksie w jednej klatce z małpami i tabliczką – „brakujące ogniwo", wywołując sensację. W ciągu jednego dnia przyszło go obejrzeć 40 tysięcy ludzi. Gorsze jednak, że przekonanie o dominacji białej rasy legitymizowało rasizm. Jego skutki – jak poucza historia i film – były tragiczne.

23.10 | TVP 1 | NIEDZIELA