"W tej branży każdy osobiście decyduje, gdzie są granice i czy warto je przekraczać [...] Z materiału, który nagrałem, mogłem stworzyć potwora, albo go zupełnie wybielić. Zależało mi, żeby pokazać go dokładnie na linii zero, żeby to od widza zależało, czy jak dmuchnie, to Przemek przeleci na białą stroną czy na czarną" – o realizacji swego debiutu dokumentalnego nominowanego do Europejskiej Nagrody Filmowej i nagrodzonego na festiwalu Camerimage, mówi Piotr Bernaś, reżyser i były fotograf wojenny.
Agnieszka Wądołowska: Werner Herzog powiedział kiedyś, że dokumentalista musi czarować widza, bo rzeczywistości nikt by nie chciał oglądać.
Piotr Bernaś:
Rozumiem, że mówił to bardziej jako filmowiec niż jako dokumentalista i że chodziło mu o różne metody sztucznego zagęszczania rzeczywistości. Dla mnie bycie dokumentalistą zobowiązuje do pewnej uczciwości wobec siebie. Jeżeli różne zabiegi mają służyć podbudowie sensacyjności, przyciągnąć większą uwagę do tematu, to jako dokumentalista jestem temu przeciwny. Jeżeli mam odpowiedzieć jako filmowiec, to wiadomo, że warto używać najróżniejszych środków, żeby zbudować napięcie czy niewiadomą.
A jak jest w twoim dokumentalnym debiucie? Pokazujesz fotoreportera ścigającego celebrytów dla tabloidów, pokazujesz jak ślepo pędzi za politykami i jak nie może znaleźć sobie miejsca, gdy choć przez chwilę brak mu tematu. Nie czarujesz trochę w „Paparazzim"?