Rick Santorum w świadomość amerykańskich wyborców wrył się nie tylko swoim mocno konserwatywnym światopoglądem, ale i... bezrękawnikiem. Paradoksalnie bowiem właśnie ta, rzadko w ostatnich czasach widywana podczas wystąpień publicznych część garderoby, sprawiła, że z jednego z wielu kandydatów republikanów do fotela prezydenckiego, stał się tym najbardziej rozpoznawalnym. Krótko mówiąc, bycie niemodnym stało się jego atutem – uwiarygodniło jego przywiązanie do tradycji, a nie ślepe podążanie za trendami, także tymi dotyczącymi ubioru.
Dla przeciętnego zjadacza chleba ubranie nie stanowi sensu życia. Dylemat czy w tym sezonie nosić ognistoczerwony płaszcz, czy jednak pastelowy, zazwyczaj rozstrzygnięty zostaje przez możliwości naszego portfela – wybieramy tańszą opcję. I tak naprawdę do początków XIX w. do tego sprowadzała się rola mody – była efektem decyzji podejmowanych przez konsumentów. Pani Kowalska stwierdzała, że jest jej potrzebna nowa suknia, szła więc do krawcowej (bądź sama brała do ręki igłę z nitką) i zlecała jej wykonanie ubrania zgodnie ze swoim widzimisię. Funkcjonowały naturalnie ogólne trendy rozstrzygające, czy nosi się głębokie dekolty, czy też zapięcie pod szyję.
Jednak bardziej niż z odgórnymi wytycznymi, związane były one z przynależnością do warstwy społecznej oraz ze stanem cywilnym. Często też były po prostu próbą kopiowania strojów np. z dworu królewskiego. Co ciekawe, nawet suknia ślubna mogła być dowolnego koloru – w krajach skandynawskich noszono przy tej okazji czerń. Dopiero ślub królowej brytyjskiej Wiktorii w 1840 r., w trakcie którego panna młoda miała na sobie białą, wykończoną koronką kreację, sprawił, że z wyobrażeniem idealnej ceremonii towarzyszącej sakramentalnemu „tak" zaczęto kojarzyć białą szatę.
Pierwszym „dyktatorem mody" był Charles Frederick Worth (1826–1895), który, zanim założył pionierski paryski dom mody, był sprzedawcą tekstyliów u słynnych sukienników Gagelina i Opigeza. Tam poznał Marie Vernet, z którą wkrótce się ożenił. Marie była modelką – prezentowała szale i toczki dla zamożnych klientów. Worth uszył dla swojej żony kilka prostych sukienek, a klienci bardziej niż prezentowanymi przez modelkę nakryciami głowy okazali się zainteresowani jej ubraniem.
Pragnąc wykorzystać entuzjazm, z jakim powitano jego projekty, Worth zaproponował swoim pracodawcom poszerzenie oferty firmy o suknie. Ci jednak nie byli gotowi na takie ryzyko. Worth znalazł zamożnego Szweda Otto Bobergha i z jego wsparciem otworzył w 1858 r. zakład Worth&Bobergh. Szybko projektami Charlesa zachwyciła się cesarzowa Eugenia. Jak nie trudno się domyślić, wkrótce u Wortha ubierały się wszystkie paryżanki z wyższych sfer, a także takie sławy jak chociażby aktorka Sarah Bernhardt. Po kreacje od Wortha do Paryża pielgrzymowały modnisie z Nowego Jorku i Bostonu, zaś dzięki metkom, które krawiec jako pierwszy w historii wszywał w swoje produkty, jego nazwisko szybko stało się znane w całym zachodnim świecie.Worth wprowadził też zwyczaj prezentowania kolekcji ubrań na każdą porę roku – klientki wybierały potem interesujący je model, Worth szył go na miarę, ewentualnie zmieniając materiał, z którego pierwotnie był uszyty.