Promised Land film Gusa Van Santa

W "Promised Land" Gus Van Sant nie rozwikłał problemu gazu łupkowego - pisze Marek Sadowski

Publikacja: 20.02.2013 11:01

Frances McDormand i Matt Damon w scenie z filmu

Frances McDormand i Matt Damon w scenie z filmu

Foto: ITI CINEMA

Gus Van Sant to twórca równie płodny, co nieprzewidywalny. Na przemian balansuje między niskobudżetowym kinem niezależnym a pełnym hollywoodzkich gwiazd mainstreamem. Ale także w tym drugim nie boi się iść pod prąd, podejmować spraw nie zawsze społecznie akceptowanych. Tym razem naraził się międzynarodowym korporacjom paliwowym.

Zobacz galerię zdjęć


Tematem najnowszego filmu „Promised Land" uczynił gaz łupkowy. Technologię jego wydobycia opracowali i zaczęli stosować na szeroką skalę amerykańscy nafciarze. Efektem było uniezależnienie się USA od importu gazu i znaczny spadek jego ceny. Powszechny entuzjazm studzą jednak ekolodzy, ujawniając, że niewłaściwa eksploatacja niektórych złóż doprowadziła do nieodwracalnego zniszczenia środowiska i stanu klęski żywiołowej.

Jak pogodzić racje gospodarki z racjami obrońców środowiska? Czy to może być temat fabularnego filmu bez publicystycznej retoryki? Gus Van Sant uważa, że tak.

W „Promised Land" zderzył interesy korporacji z racjami zwykłych Amerykanów mieszkających daleko od metropolii, na co dzień walczących o byt, liczących się z każdym dolarem, w strachu przed bankami, które mogą ich zlicytować za zaległości kredytowe.

Przypomina to trochę sytuacje jak z „Gron gniewu" Johna Steinbecka sprzed ponad 70 lat czy prospołecznych filmów Franka Capry z tych samych czasów, w których ostatecznie triumfowali zwykli ludzie. Tu nic nie jest aż tak proste.

Van Sant konsekwentnie uchyla się od jednoznacznego opowiedzenia się za racjami którejś ze stron. Nie pokazuje, co jest naprawdę dobre, a co złe. Gubi tropy, daje mylące widza sygnały, wręcz bawi się tą sytuacją. Ale pierwotnymi sprawcami zamieszania są scenarzyści: Matt Damon i John Krasinski, aktorzy, którzy również zagrali główne role. Dla Damona to druga współpraca z Van Santem. Za scenariusz jego „Buntownika z wyboru" napisany wspólnie z aktorem Benem Affleckiem dostał 15 lat temu Oscara.

Do sennego, rolniczego miasteczka gdzieś w Pensylwanii przybywa para akwizytorów wielkiego koncernu paliwowego. Dla Steve'a (Damon) to okazja do pokazania, że zasłużył na niedawny awans w zarządzie korporacji, dla Sue (Frances McDormand) to kolejna, rutynowa sprawa. Nie trafili tam przypadkowo, w głębi ziemi pod farmami zalega gaz wart nawet 150 mln dol. Ich zadaniem jest przekonanie mieszkańców do podpisania zgód na odwierty na ich farmach.

Banalna z pozoru operacja zaczyna się komplikować, gdy na zebraniu mieszkańców sędziwy nauczyciel, niegdyś inżynier w Boeningu (Hal Holbrook), punkt po punkcie wykazuje niebezpieczeństwa wynikające z odwiertów. Jego zdaniem nawet wielkie pieniądze ich nie zrekompensują.

Pojawia się też elokwentny i zdeterminowany przedstawiciel niewielkiej organizacji ekologicznej, skutecznie epatując zdjęciami martwego bydła i zatrutej przyrody.

Racje zwolenników i przeciwników w tym filmie mieszają się aż do zaskakującego zakończenia. Bez zwycięzców i bez pokonanych. A czy gaz łupkowy to dobrodziejstwo czy dopust, nie wiem nadal.

Zobacz zwiastun filmu "Promised Land"

Film
Festiwal w Cannes oficjalnie otwarty. Nagroda za całokształt twórczości dla Roberta De Niro
Film
Cannes 2025: Trump kontra europejskie kino
Film
„Zamach na papieża". Jest zwiastun filmu Bogusława Lindy i Władysława Pasikowskiego
Film
Nieznana biografia autora „Zezowatego szczęścia". Zapomniany mistrz polskiego kina
Film
Od klasyków „Sami swoi” oraz „Prawo i pięść” po „Różę” Wojciecha Smarzowskiego