Buntownik się nie starzeje

Jeden z najbardziej niezwykłych gwiazdorów Hollywood – James Dean – powraca w odrestaurowanej wersji.

Aktualizacja: 07.11.2013 09:12 Publikacja: 07.11.2013 09:10

Trzeba marzyć tak, jakby się miało żyć całą wieczność. I żyć tak, jakby się miało umrzeć jutro – mówił James Dean. Zginął w wypadku samochodowym 58 lat temu. Miał 24 lata i na koncie główne role w zaledwie trzech filmach. Ale dla młodych widzów stał się symbolem ich buntu. I do dziś jest jedną z największych legend Hollywood.

Zobacz na Empik.rp.pl

W latach 50., w czasach ekonomicznej prosperity, młode pokolenie zaczęło negować sens wartości konsumpcyjnych, jakie zaoferowała mu starsza generacja, zarzucać jej zakłamanie, życiowe tchórzostwo i wygodnictwo. Na fali tych niepokojów wyrośli nowi gwiazdorzy filmowi: Marlon Brando, a potem James Dean.

Urodził się 8 lutego 1931 r. w Marion, w stanie Indiana. Dzieciństwo spędził na farmie ciotki, niedaleko Fairmont, dokąd trafił w 1940 r. po śmierci matki. Po maturze pojechał do Kalifornii. Studiował prawo, ale szybko przeniósł się do klas dramatu na UCLA, a następnie do nowojorskiego Actor's Studio.

Wszystko zresztą szybko rzucał. Imał się różnych prac. W warsztacie samochodowym spotkał urzędnika stacji CBS Rogersa Bracketta. To on pomógł mu w początkach kariery. W 1953 r. Dean wystąpił w 15 filmach telewizyjnych, odniósł też sukces na Broadwayu, grając Araba homoseksualistę w sztuce André Gide'a „Immoralista".

Potem wszystko potoczyło się szybko. Elia Kazan obsadził go w roli Cala w ekranizacji powieści Steinbecka „Na wschód od Edenu". W tej opowieści o dwóch braciach Dean wcielił się w człowieka, który nosi w sobie zło. Jednak publiczność dostrzegła nie tylko jego demoniczność, lecz także niedopasowanie do świata, osamotnienie.

Ten swój wizerunek dopełnił w następnym filmie „Buntownik bez powodu" Nicholasa Raya. Zagrał tam chłopaka, w którego zachowaniu przezierały luz oraz pogarda dla konwenansów i hipokryzji starszej generacji. Zdawał się mówić: „Spokojnie i długo można tylko wegetować. Żyć to kochać, szukać przyjaźni, poświęcać się dla kogoś bliskiego".

– Marlon Brando zmienił sposób gry aktorskiej – powiedział kiedyś Martin Sheen. – Dean zmienił sposób życia wielu ludzi.

We wszystkich trzech filmach, które zdążył nakręcić, był sobą i tylko sobą. W„Na wschód od Edenu" i w późniejszym „Olbrzymie" zrobionym na podstawie powieści rzeki Edny Ferber niósł całą bezkompromisowość młodości.

Ten wizerunek Deana w logiczny, ale jakże bezsensowny sposób dopełnił się 30 września 1955 r. Po zakończeniu zdjęć do „Olbrzyma" aktor wsiadł do swojego porsche i przycisnął pedał gazu do 160 km na godzinę. Jak zawsze gdy szukał zapomnienia. Ale owego wrześniowego dnia dojechał tylko do Salinas.

Firma Galapagos wydaje w listopadzie zestaw odrestaurowanych filmów, w których zagrał, materiały z czasu ich kręcenia, a także dwa pełnometrażowe dokumenty: „James Dean: We wspomnieniach" oraz „James Dean: Wiecznie młody".

– Wyobraża pan sobie Deana 70-latka? – spytałam kiedyś Mike'a Sheridana, autora tego ostatniego dokumentu.

– Oczywiście – odpowiedział. – Byłby dziś zapewne kimś takim jak Clint Eastwood.

Nie został jednak Clintem Eastwoodem. Czas nie poorał mu twarzy zmarszczkami. Warto sięgnąć po jego filmy. Zadziwiające, jak mało się zestarzały.

Film
Bono specjalnie dla „Rzeczpospolitej": U2 pracuje nad nową płytą
Film
Zaskakujący zwycięzcy Millenium Docs Against Gravity. Jeden z szansą na Oscara
Film
Cannes’25: Tom Cruise walczy z demonem sztucznej inteligencji i Rosjanami
Film
Festiwal w Cannes oficjalnie otwarty. Nagroda za całokształt twórczości dla Roberta De Niro
Film
Cannes 2025: Trump kontra europejskie kino