Trzeba marzyć tak, jakby się miało żyć całą wieczność. I żyć tak, jakby się miało umrzeć jutro – mówił James Dean. Zginął w wypadku samochodowym 58 lat temu. Miał 24 lata i na koncie główne role w zaledwie trzech filmach. Ale dla młodych widzów stał się symbolem ich buntu. I do dziś jest jedną z największych legend Hollywood.
W latach 50., w czasach ekonomicznej prosperity, młode pokolenie zaczęło negować sens wartości konsumpcyjnych, jakie zaoferowała mu starsza generacja, zarzucać jej zakłamanie, życiowe tchórzostwo i wygodnictwo. Na fali tych niepokojów wyrośli nowi gwiazdorzy filmowi: Marlon Brando, a potem James Dean.
Urodził się 8 lutego 1931 r. w Marion, w stanie Indiana. Dzieciństwo spędził na farmie ciotki, niedaleko Fairmont, dokąd trafił w 1940 r. po śmierci matki. Po maturze pojechał do Kalifornii. Studiował prawo, ale szybko przeniósł się do klas dramatu na UCLA, a następnie do nowojorskiego Actor's Studio.
Wszystko zresztą szybko rzucał. Imał się różnych prac. W warsztacie samochodowym spotkał urzędnika stacji CBS Rogersa Bracketta. To on pomógł mu w początkach kariery. W 1953 r. Dean wystąpił w 15 filmach telewizyjnych, odniósł też sukces na Broadwayu, grając Araba homoseksualistę w sztuce André Gide'a „Immoralista".