— Dopiero jako nastolatek zobaczyłem na ekranie kolor. Moje spojrzenie na rzeczywistość ukształtowały lata sześćdziesiąte: Beatlesi, hippisi nie stroniący od narkotyków, kult dla filozofii Wschodu. I z takim spojrzeniem wchodziłem na plan filmowy. A potem mój stosunek do świata zmieniał się i to zapewne widać w mojej pracy. Filmy, które robiłem były mi zawsze bardzo bliskie, w scenografii wyrażałem siebie. I dzisiaj, kiedy o tym myślę to mam wrażenie, że nie ja wybierałem swoje produkcje. To one wybierały mnie.
Tajemniczy, egzotyczny świat z „Jurassic Park". Ciemne pomieszczenia Kongresu Stanów Zjednoczonych, ale też tonące w błocie pole bitwy z połowy XIX wieku z „Lincolna". Duszny, brudny pokład statku wiozącego czarnych niewolników z „Amistad". Bezludna wyspa, na której walczy o przetrwanie samotny Tom Hanks z „Cast Away - poza światem". Planeta Pandora z jej przedziwnymi mieszkańcami z „Avatara". To wszystko stworzył na ekranie Rick Carter.
Rick Carter urodził się w 1952 roku w Los Angeles. Jego ojciec Dick Carter był producentem filmowym, matka Ruth pracowała dla pisma „Life". Rick studiował malarstwo, specjalizując się w portretach. Ale szybko wciągnęło go kino. Dziś ma w swojej filmografii 22 wielkie, znaczące amerykańskie produkcje. Jest współpracownikiem Stevena Spielberga, Roberta Zemeckisa, Jamesa Camerona.
Mawia, że scenograf powinien być jedną z pierwszych osób na planie, która uwierzy w to, co ma dopiero powstać. Potem wierzą w tworzone przez niego światy widzowie. W „Avatarze" pilnował każdego szczegółu, nawet tego, który znajdował się nie na pierwszym, lecz na trzecim planie. W „Lincolnie" każdy fotel, każde biurko, każda książka były dokładnie takie, z jakimi obcował Abraham Lincoln. Jest bardzo otwarty na nowe technologie, doskonale radzi sobie ze scenografią generowaną komputerowo i 3D.