W 1999 roku pokazał dokument „Takiego pięknego syna urodziłam". To był opis rodzinnego piekła, własnego pojedynku z matką. Ten film — drastycznie ekshibicjonistyczny — określił styl Marcina Koszałki jako dokumentalisty.
On nie odkrywa — jak kiedyś polscy dokumentaliści — świata wokół lecz penetruje najgłębsze, najbardziej wstydliwe zakamarki duszy człowieka. Pokazuje relacje między najbliższymi. W jego twórczości nie ma miejsca na środki znieczulające. Jest za to refleksja na temat ludzkich ambicji, słabości, walki o siebie, ale też często zaborczości, starzenia się, depresji, lęków.
Po „Takiego pięknego syna urodziłam" Koszałka zrobił kolejne filmy o swoich najbliższych. W „Jakoś to będzie" (2004) pojawia się żona reżysera, jego mała córeczka, ale też w tle rodzice. I nadzieja, że może w drugim pokoleniu uda się uciec od toksyczności, stworzyć pełną tolerancji harmonię. W „Ucieknijmy od niej" (2010), Koszałka razem z siostrą próbuje określić swój stosunek do zmarłych już rodziców. Ale siła jego twórczości polega na tym, że w bardzo osobistych obrazach mierzy się ze sprawami ostatecznymi. Zamienia swoje filmy w wielkie metafory.
W zrealizowanej również w 2010 roku „Deklaracji nieśmiertelności", szkicując
portret alpinisty Piotra „Szalonego" Korczaka, opowiedział o człowieku, który wspinając się po pionowych górskich skałach obcuje z absolutnym pięknem, ale też z nieskończonością. Niemal rzuca wyzwanie Bogu: nie godzi się ze słabością, próbuje pokonać prawa natury. Koszaka znów dotknął tu problemów starzenia się, rozliczeń z życiem, przekraczania granic własnych słabości, zbliżania się do tajemnicy istnienia. I śmierci.