Nasza kinematografia nigdy nie była potentatem w sferze kina gatunkowego. Komedii mieliśmy jak na lekarstwo – „Rejs" Piwowskiego, filmy Barei czy Machulskiego były raczej wyjątkami potwierdzającymi regułę, że w przeciwieństwie do Czechów czy Skandynawów śmiać się z siebie nie umiemy.
Z kryminałem było jeszcze gorzej, bo tu na przestrzeni wielu dekad udane pozycje można policzyć na palcach jednej ręki. I oto w Gdyni na naszych oczach rodzi się nowe zjawisko. W konkursie znalazły się dwa udane filmy sensacyjne. Po literaturze także nasze kino otwiera się na pogłębiony, ciekawy kryminał.
Intrygujące śledztwa
„Jeziorak" Michała Otłowskiego to historia policjantki z małego miasteczka, która prowadzi śledztwo w sprawie śmierci młodej Ukrainki. Ona sama właśnie straciła swojego chłopaka, ojca jej dziecka, również policjanta, który razem z kolegą zginął na służbie w wypadku drogowym. Tymczasem dochodzenie zatacza coraz szersze kręgi. W sprawę wmieszani są miejscowi biznesmeni i policja. Kobieta będzie też musiała stawić czoła własnym demonom – tym z przeszłości i tym z teraźniejszości.
W „Jezioraku" intryga jest skomplikowana, ale debiutujący w fabule reżyser bardzo sprawną ręką prowadzi widza przez jej zakręty, serwując mu co jakiś czas suspensy. Znakomita w roli pani podkomisarz Jowita Budnik na początku przypomina nieco bohaterkę Coenowskiego „Fargo". Ma jednak więcej własnych odcieni i tajemnic. Przychodzi moment, gdy młodego chłopaka, swojego policyjnego partnera, musi zapytać: „A gdybyś wiedział, że to, co robisz, zaszkodzi komuś bliskiemu?".