„Przepraszam” – powtarzał na scenie Jacques Audiard odbierając w szwajcarskiej Lucernie kolejne statuetki. Zwracał się oczywiście do współnominowanych, bo jego „Emilia Perez” całkowicie zdominowała rywalizację o Europejskie Nagrody Filmowe. Została uznana za najlepszy film europejski 2024 roku, Audiard zdobył nagrody za reżyserię i scenariusz, za najlepszą rolę kobiecą została uhonorowana jego aktorka Karla Sofía Gascón. Do Juliette Welfling powędrowała z kolei statuetka za najlepszy montaż.
„Emilia Pérez” - musical o gangsterze zmieniającym płeć
„Emilia Perez” to przewrotna historia narkotykowego króla, męża i ojca, który postanawia zerwać ze swoim dotychczasowym życiem i idąc za głosem natury dokonać zmiany płci. Po fikcyjnym „uśmierceniu” siebie w Meksyku, przechodzi zabieg w szwajcarskiej klinice i wraca do kraju jako tytułowa Emilia Perez. Tylko że po pewnym czasie zaczyna tęsknić za swoimi dziećmi. Twórca „Proroka” i „Emigrantów” nie udaje, że jak dotąd to bywało, proponuje mocne kino społeczne. W „Emilii Perez” Audiard uciekł w fikcję i zabawił się formą, proponując widzom musical z układami choreograficznymi rodem ze starych scen na Broadwayu.
Odbierając nagrodę za reżyserię Audiard wyjął z kieszeni trzy karteczki i zażartował, że jest optymistą i przygotował aż trzy wypowiedzi. Zacytował powiedzenie brytyjskiego pediatry i psychoanalityka Donalda Winnicotta: „Przyjemnie jest się chować, ale nie zostać znalezionym to katastrofa”. Swoją nagrodę za scenariusz zadedykował z kolei francusko-duńskiemu zmarłemu w ubiegłym tygodniu aktorowi Nielsowi Arestrupowi, który grał w dwóch jego filmach „W rytmie serca” i „Proroku”.
Trochę szkoda, że „Emilia Perez” zgarnęła wszystkie niemal najważniejsze nagrody. Nie oddaje to prawdy o europejskim kinie 2024 roku, w którym pojawiły się dzieła takie choćby jak znakomity, polityczny film „Nasienie świętej figi” Mohammada Rasoulofa, „W pokoju obok” Pedro Almodovara czy choćby „Dziewczyna z igłą” Magnusa von Horna.