Reklama

Piotr Adamczyk gra mafioso. Kiedy odmawiał grania playboyów, uratowała go Ameryka

– W książce Wojciecha Chmielarza Kazik jest wcielonym złem, w serialu ma inną historię – mówi Piotr Adamczyk o serialu „Prosta sprawa” i rolach, jakie zobaczymy. „Prosta sprawa” z Mateuszem Damięckim, Izą Kuną i Krzysztofem Zalewskim w Canal+ od 17 maja.

Publikacja: 14.05.2024 04:30

Piotr Adamczyk podczas 17. edycji Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA

Piotr Adamczyk podczas 17. edycji Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA.

Foto: PAP, Łukasz Gągulski

Czy rola lokalnego mafiosa z Dolnego Śląska o policyjnej przeszłości to próba zerwania z komediami romantycznymi i zagrania klasycznego twardziela?

Z niczym nie zrywam. Po prostu gram, gdy dają coś ciekawego do zagrania. Kazik w „Prostej sprawie” to z pewnością było interesujące wyzwanie, a także duże obawy i stres, głównie dlatego, że brałem udział w szeroko zakrojonym castingu na tę rolę. Myślę, że reżyser serialu Cyprian T. Olencki, szukając odpowiedniego wykonawcy, dawał różnym aktorom szansę, a ja w swoją nie do końca wierzyłem. Muszę dodać, że chodzę na castingi, choć może w Polsce nie wszyscy są jeszcze do tego przyzwyczajeni, a zwłaszcza ci, którzy mają na koncie duże osiągnięcia. Ja sądzę, że to normalne w naszym zawodzie, a jednak obawiałem się, że się ośmieszę, bo na castingu proponuję jeszcze niegotowy produkt i mam wątpliwości, czy dam sobie radę.

Czytaj więcej

Iza Kuna: Romans może trwać i 30 lat

I jak przebiegł casting?

Podświadomie czułem, że potrzebuję do roli dużo podpórek w postaci charakteryzacji – brzucha, utykania na nogę dotkniętą cukrzycą oraz wymyślonego przeze mnie złamanego nosa, który pomoże mi uwierzyć w graną postać. Z myślą o castingu

Reklama
Reklama

poszerzyłem sylwetkę swetrami i było mi strasznie gorąco, znalazłem stary dres i postanowiłem w takim stroju pojechać na przesłuchanie, mimo że jestem osobą, która nie lubi epatować wyglądem. Pojechałem, ale niedaleko studia stchórzyłem, zadzwoniłem do swojej agentki, żeby wszystko odwołała. Wyjeżdżając z Chełmskiej, wpadłem jednak na reżysera, który pomachał mi i powiedział, że właśnie za chwilę się widzimy. Musiałem znowu zadzwonić do agentki i znowu wszystko odwołać. Cóż… szczerze opowiedziałem, jak było i mam obawę, że dam w ten sposób pożywkę do krytyki, ale wspominam o wszystkim, bo naprawdę bałem się śmieszności wynikającej z tego, że widzowie przyzwyczaili się do swojego wyobrażenia Adamczyka i są przekonani, że Adamczyk w nowej roli sobie nie poradzi. Już czytałem komentarze w rodzaju: „Gdzie ty, Adamczyk, złego będziesz grał?”, co bierze się z prostego nas, aktorów, szufladkowania.

„Człowiek, który został papieżem” gra mafiosa!

Po prostu! Ciągle słyszę, że staram się wyjść z szuflady aktora, który grał papieża. Odpowiadam: ja wcale tak nie myślę, po prostu uprawiam swój zawód, tylko dziennikarze ciągle przypominają mi papieską rolę.

To stara historia. Teraz kojarzy się pana chyba z komediami romantycznymi.

Jest coś takiego w naszej drodze zawodowej jak przypływy stereotypów – cokolwiek by się grało. Jak już byłem na ekranie papieżem – miałem mnóstwo propozycji ról w sutannach. Mogłem przebierać w takich rolach.

Co na to Artur Żmijewski?

Reklama
Reklama

O propozycjach, z których nie skorzystałem, nie powinno się mówić, ale starając się wyzwolić z „papieskiej szuflady”, wpadłem w inną – bycia etatowym aktorem Tadeusza Lampki w komediach romantycznych i wcale nie uważam tego czasu za wstydliwy odcinek mojej drogi zawodowej. Grając kochanków w komediach romantycznych, jednocześnie grałem dużo ciekawych ról w teatrze: od Artura w „Tangu” Mrożka, Charona we „Wniebowstąpieniu” Konwickiego poprzez Don Juana po rolę we włoskim teatrze Sala Uno w Rzymie w „Gli Emigranti”, czyli „Emigrantach” Mrożka. Były też filmy mało zauważone, ale dla mnie ważne, jak włoski Liliany Cavani „Einstein” i wiele ról w Teatrze Telewizji – Stawrogin w „Biesach”, Gustaw Konrad w „Wyzwoleniu”. Ale jak tego typu role mają konkurować z marketingiem komercyjnych produkcji? Z niejednego pieca chleb jadłem. Ale jeżeli mówimy o głównym nurcie kina, po komediach romantycznych dostawałem tylko propozycje jednego rodzaju – coraz bardziej starzejących się playboyów. I niesamowite było to, że kiedy zacząłem odmawiać grania tych ról, mimo że to były przecież bardzo intratne propozycje, zrobiła się wokół mnie kompletna cisza, a w kalendarzu pojawiły się puste miejsca. Na szczęście rzutem na taśmę pojawiłem się w Ameryce. Tam, bez żadnego obciążenia przyjmowano mnie do ról, do których wygrałem castingi, bo wydawałem się najlepszy. Później, gdy organizatorzy castingów mnie spotykali i poznawali, bardzo się dziwili, że nie wyglądam jak na castingu, bo w „Hawkeye” Marvela zrobiłem sobie łysą czachę, a do roli Siergieja w „For All Mankind” też byłem nieco odmieniony.

Skąd się biorą te ciągoty do charakteryzacji, transformacji? Z teatru, z opowieści o starych mistrzach?

To było jeszcze w moim dziecięcym wyobrażeniu aktorskiego zawodu i późniejszym zastanawianiu się nad tym, co to znaczy być aktorem. Być może schowanie się za kimś było w pewnym sensie terapeutyczne. To nie ja przeklinałem na scenie, to nie ja biłem się z kimś, to nie ja jestem tym niegrzecznym chłopcem z roli, tylko postać, jaką gram. Aktorstwo daje bezkarność zarówno w graniu potwora, jak i w zbieraniu laurów za pozytywną postać. Jej charyzma spływa na aktora, czyli na mnie. To mnie zawsze ciągnęło. Mam drugą wstydliwą anegdotkę…

Bardzo proszę!

Kiedy byłem w Londynie na stypendium Sorosa, mieliśmy wejściówki na wszystkie przedstawienia. Widziałem właściwie wtedy wszystko i mieliśmy spotkanie z Maggie Smith, znaną też z „Harry’ego Pottera”, choć to jeszcze przed Harrym Potterem było. Widziałem ją w „The Importance of Being Earnest” Wilde’a. To były jeszcze czasy sprzed internetu, kiedy się nie sprawdzało wszystkiego w komórce, bo nie było komórek. Nie obejrzałem sobie dokładnie Maggie Smith w sieci przed spotkaniem. Po spektaklu poszliśmy za kulisy. Czekałem na postać ze sceny, a podeszła do mnie jakaś pani, może garderobiana, spytała, skąd jestem, bardzo miło nam się rozmawiało, inni się wstydzili. Potem zaś wszyscy do mnie mówią: ale fajnie rozmawiałeś z Maggie Smith! Tylko że ja kompletnie jej nie rozpoznałem i tylko dzięki temu miałem w rozmowie absolutną swobodę. Gdyby wiedział, że podeszła do nas gwiazda – pewnie bym milczał i słuchał, co inni mówią. Tymczasem przejąłem pałeczkę i wyszła nam bardzo ciekawa rozmowa. Potem zaś zaintrygowało mnie, że nie rozpoznałem Smith prywatnie, bo na scenie była inną osobą.

Czytaj więcej

Marcin Dorociński z kolejną rolą w Hollywood. W jakiej produkcji pojawi się aktor?
Reklama
Reklama

Jaką dla pana postacią jest dolnośląski mafioso, który jako były policjant wie wszystko o wszystkich? Co ciekawego było do zagrania?

Spodobał mi się pomysł na zmianę postaci względem pierwowzoru z powieści Wojciecha Chmielarza. W książce jest wcielonym złem, Kazik zaś w scenariuszu ma swoją inną historię: miłość, rozczarowania i kilka innych rzeczy, za które da się go nawet polubić, mimo że to morderca, bo to przecież opowieść westernowa, z naszego Dzikiego Zachodu. Cieszę się, że w tym westernie Cypriana T. Olenckiego zło jest wielobarwne. Więcej nie powiem, bo będę spoilerować.

A co ze wspomnianym przez pana teatrem? Ostatnią rolę zagrał pan chyba w „Dziennikach” Gombrowicza, w reżyserii Mikołaja Grabowskiego w Teatrze IMKA?

Tak. Tęsknię do teatru, ale po długiej przerwie rodzi się obawa, czy ja jeszcze umiem grać na scenie. Poza tym w teatrze jest coś takiego, że przywiązuje nas do siebie, a ja mam wiele zajęć. Myślę, że chciałbym zagrać coś takiego, co by wynikało ze mnie, z mojego wyboru, z tego, co sam bym chciał powiedzieć. Ale to jeszcze nie ten czas. Teraz można mnie oglądać w „Prostej sprawie”, w „Klarze” w Playerze, gram negatywną postać prawnika w „Idź przodem, bracie” Macieja Pieprzycy, potem będzie „UFO” Kaspra Bajona, również w Netfliksie, brytyjski film o Krystynie Skarbek, w którym zagram esesmana-antagonistę, oraz „Zakładnicy” w Polsacie, gdzie gram komandosa. Cieszę się z tego wysypu, który wziął się – moim zdaniem – z amerykańskich ról niezwiązanych z moim wcześniejszym emploi. W Polsce one też dały do myślenia. Dla tych, co za mną nie przepadają – uwaga: Adamczyka będzie dużo, ale na swoje usprawiedliwienie powiem, że będzie podany na różnych tacach. Poza tym wciąż biorę udział w amerykańskich losowaniach. Mam nadzieję, że wylosuję znowu szóstkę.

Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Film
„Brat" ze wspaniałą kreacją Agnieszki Grochowskiej
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama