„Będzie lepiej”
Reż.: Olivier Nakache, Eric Toledano. Wyk.: Pio Marmai, Jonathan Cohen, Noemie Merlant.
Na początku kolejni politycy w noworocznych przemówieniach z różnych lat zapewniają, że „to będzie trudny rok”. Potem, już współcześnie, jesteśmy świadkami manifestacji przeciw konsumpcjonizmowi i niszczeniu środowiska naturalnego przed centrum handlowym w dniu rozpoczęcia wyprzedaży. Zaraz jest więc bieg do sklepu i obrzydliwa walka o pudła z elektronicznym sprzętem. Bohater filmu wynosi swój „łup”, tanio kupiony telewizor, który ma odsprzedać z zyskiem innemu facetowi. Tyle że jak do niego przychodzi, w jego domu działa windykator długów, zajmując kolejne sprzęty. A gospodarz wchodzi po schodach domu na piętro, mówiąc: „Idę spokojnie umrzeć”.
Czytaj więcej
„Śnieżne bractwo” o wypadku lotniczym w Andach z 1972 r. i późniejszych losach rozbitków to hiszpański kandydat do Oscara. I słusznie, bo dawno nie było tak poruszającego filmu survivalowego i katastroficznego w jednym.
Tak zaczyna się film nierozłącznych francuskich reżyserów Olivera Nakache’a i Erica Toledano „Będzie lepiej”. Komedia (zapowiadana jako romantyczna, bo owszem – jest tu również dziewczyna) o dzisiejszym konsumpcjonizmie. Obaj bohaterowie filmu, którzy się zaprzyjaźniają, są ofiarami spirali długów, jakie zaciągnęli w różnych miejscach. Do tego dochodzą problemy niszczenia środowiska i kryzysu klimatycznego, wnoszone na ekran przez aktywistkę, w której zakochuje się jeden z mężczyzn. Plus trochę obserwacji obyczajowych ze sfery zamożnej klasy średniej.
Jak to u Nakache’a i Toledano wszystko jest sprawnie opowiedziane, a humor należy do gatunku: „Z kogo się śmiejecie? Z siebie się śmiejecie”. Twórcy „Nietykalnych” czy „Samby” starają się tym razem być bardziej drapieżni i „społeczni” niż zwykle. Chwilami trochę na siłę, tak, że wychodzą z konwencji komedii zamieniając film w parodię. Ale swój styl, lubiany przecież przez publiczność i swoją klasę, utrzymują.