Obcych z kosmosu w ich wersji współczesnej sprowadził na Ziemię Herbert George Wells. Najbardziej chyba znana z jego powieści, wydana w 1898 r. „Wojna światów”, była nie tylko przerażająco realistyczną, ale zarazem pasjonującą wizją inwazji Marsjan. Zrodzona z narastającego w tym czasie kryzysu wiary w moralną ewolucję rodzaju ludzkiego i jego zdolność do właściwego wykorzystania zdobyczy nauki i techniki przynosiła bardzo pesymistyczny i zdumiewający trafnością obraz przyszłości: oto atak przybyszów z Marsa ma charakter wojny totalnej, której celem jest zniszczenie i zniewolenie najechanych, a jej ofiarą pada przede wszystkim ludność cywilna. Walczące o przeżycie jednostki bez wahania odrzucają kształtowane przez pokolenia zasady etyczne, masami uciekinierów kierują tylko instynkty, a Marsjanie, dysponujący miażdżącą przewagą techniczną, są równocześnie całkowicie pozbawieni uczuć, które utracili gdzieś na drodze postępu. Najeźdźcy z Czerwonej Planety nie są przy tym głównymi bohaterami dzieła Wellsa. Autor powierzył im rolę zwierciadła, w którym miała przejrzeć się ludzkość bezgranicznie oddana idei nieskrępowanego rozwoju cywilizacji technicznej i z radosną nonszalancją wkraczająca w nowy wiek. Już kilkanaście lat później miało się okazać, jak profetyczne były literackie intuicje angielskiego pisarza.
Czytaj więcej
Amerykańscy bohaterowie wojenni twierdzili, że ich kraj w latach 40. XX wieku wszedł w posiadanie wraków UFO. Czy ich sensacyjne doniesienia mają jakieś podstawy?
Przede wszystkim jednak w „Wojnie światów” Wells stworzył fundamenty konwencji dominującej później w głównym nurcie fantastyki koncentrującym się na spotkaniu z obcymi. Zgodnie z nią obcy są tak bardzo obcy, że komunikacja z nimi jest niemal niemożliwa, ich motywy są niezrozumiałe, ich powierzchowność – odrażająca, a ich zamiary – zdecydowanie złe („Inwazja porywaczy ciał” i jej kolejne wersje, „Coś”, bo taki jest oficjalny polski tytuł „The Thing”, „Obcy”, „Dzień Niepodległości”, „Predator”, serial „Stranger Things”). Nawet w wariantach tego schematu, które dopuszczały porozumienie z pozaziemskimi inteligencjami i przypisywały im dobre intencje, ludzkość jawiła się jako niezbyt błyskotliwe dziecko, które nieustannie muszą strofować i pouczać starsi bracia w kosmosie („Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia”, „2001: Odyseja kosmiczna”, uniwersum „Star Trek”). Niezależnie od wariantu sens alegorii Wellsa pozostawał niezmienny: ludzkość, postrzegana przez pisarza jako całość, pozostaje nieprzygotowana na globalne wyzwania przyszłości, nie uczy się na własnych błędach, nie walczy ze swymi lękami i słabościami, lecz skrywa je w mirażach nowoczesności.
Historia XX wieku wielokrotnie potwierdzała celność diagnoz i przeczuć angielskiego wizjonera, nazywanego prekursorem bądź wręcz ojcem fantastyki naukowej. Czasami w wymiarze anegdotycznym: w październiku 1938 r. uwspółcześniona adaptacja radiowa „Wojny światów”, brawurowo zrealizowana przez Orsona Wellesa w formule relacji na żywo, wywołała panikę wśród mieszkańców New Jersey. Ale to, co najpierw oburzyło, a potem rozbawiło opinię publiczną pod koniec lat 30., w drugiej połowie stulecia, w cieniu zimnej wojny, stało się trwałym składnikiem rzeczywistości. Nauka dała światu broń masowej zagłady. Podbój kosmosu okazał się jedynie nową areną zaostrzających się konfliktów o globalnym zasięgu. Język i myślenie polityczne wdarły się do wszystkich sfer życia społecznego. Narastało przekonanie, że losy społeczeństw są tylko stawką w grze światowych przywódców. Wellsowski koncept „spotkania z obcymi” jako symbolu zagrożeń cywilizacyjnych, ludzkiej niefrasobliwości i niepewnej przyszłości nie zestarzał się, ale wymagał aktualizacji, aby pomieścić nowe treści. Źródłem tej aktualizacji stało się pozornie błahe wydarzenie, które miało miejsce w okolicach amerykańskiego miasta Roswell w lipcu 1947 r.
Bohaterowie serialu „Star Trek: Stacja kosmiczna” (1993–1999). Uniwersum „Star Trek” to kilka seriali, kilkanaście filmów oraz dziesiątki książek, komiksów i gier komputerowych