Ten 15-minutowy film naprawdę robi wrażenie. Niewielkie mieszkanie w Berlinie. W małej kuchni dziewczyna przygotowuje śniadanie. Chłopak traktuje ją z lekceważeniem. Każda jego uwaga rani ją. Przypomina, że jest „gorsza”, że nie jest u siebie. Lera pakuje mały plecak, wsiada do pociągu. Jedzie do Ukrainy. Odetchnąć znanym jej powietrzem, spotkać się z bliskimi. Z dawnym chłopakiem. Muzykiem. Ona też kiedyś grała. Wizyta w cerkwi? „Już nie umiem się modlić” – przyznaje dziewczyna. Domówka z kolegami? Jest już tam obca. Wszyscy mówią tylko o wojnie, Putinie, codziennym niebezpieczeństwie. Dom? Matka, której powie, że w Berlinie czuje się wolna. Siostra, która chce być w Ukrainie z rodziną. A potem droga powrotna. Pociąg. I płacz, łzy, których nie da się powstrzymać.

Kocur, razem z Solonevych, zrobił film o uchodźczyni, emigrantce. O człowieku, który nigdzie nie czuje się u siebie. To zupełnie inne kino niż „Chleb i sól”. Nie ma w nim gniewu. Jest wielki dramat. Samotność, zagubienie, poczucie wyrwania ze starego świata i niedopasowania do nowego. Czasem też upokorzenie. 

Czytaj więcej

Cannes 2023: Rosjanie po cichu wracają na filmowe targi

Jest też w tym filmie wojna. Niewidoczna na ekranie, bo przecież Kijów stara się żyć swoim życiem, w miarę normalnym. Ale niesie ją atmosfera miasta. Nagle odzywająca się syrena alarmowa. Rozmowy ludzi. To wszystko, co na co dzień tkwi w świadomości.

„As It Was” to produkcja najskromniejsza z możliwych. Damian Kocur sam stanął za kamerą, sam też film zmontował. Solonevych zajęła się castingiem. Lista członków ekipy jest krótka, mieści się na dwóch planszach. Do powiedzenia czegoś ważnego o współczesności czasem nie potrzeba wielkich pieniędzy. Wystarczy wrażliwość.