premiera
Roving Woman
Reż.:
Michał Chmielewski
Wyk.:
Lena Góra, John Hawkes, Chris Hanley
Młoda kobieta, której związek kończy się gwałtownie, nagle zostaje sama. Okoliczności zerwania są drastyczne, dziewczyna odchodzi spod własnego domu w długiej sukni, bez komórki, pieniędzy i ubrania na zmianę. W ukradzionym aucie zaczyna drogę do nowego życia. Tak zaczyna się „Roving Woman” z Michała Chmielewskiego z Leną Górą w tytułowej roli.
Matka, do której dzwoni z pożyczonej od kogoś komórki, nie ma dla niej ani serca ani czasu. Sara musi sobie radzić sama. Na swojej drodze spotka ludzi tak samo samotnych i zagubionych jak ona, ale i takich, którzy gdzieś na bezdrożach znaleźli swoje szczęście jak bohaterowie „Nomadlandu”. Przeżyje kilka upokorzeń, ale też trochę dobrych chwil, a wszystko to ma ją wzmocnić. Jak piosenki, które właściciel skradzionego samochodu nagrywał dla kobiety o imieniu Mimi. Piękne, pełne czułości i tęsknoty. Przychodzi moment, gdy Sara chce tego mężczyznę odszukać, zwrócić mu samochód.
Znajduje go, ale choć Mimi okazuje się tylko marzeniem i fantazją, „Roving Woman” to nie love story, nie można tu liczyć na zakończenie w stylu „I żyli długo i szczęśliwie”. I mimo kilku słabości scenariuszowych ma w sobie coś wciągającego i hipnotyzującego. Tęsknotę za wiatrem, który można poczuć we włosach i pewien rodzaj akceptacji samotności, znalezienia w niej wartości. Ale też świadomość, że czasem „chce się o tej samotności komuś opowiedzieć”.
Ekran żyje tu w dużej mierze dzięki Lenie Górze, aktorce, która mieszka dziś na stałe w Los Angeles, ale coraz częściej wraca do Polski, bardzo ładny epizod tworzy też w „Roving Woman” John Hawkes, znany m.in. z „Trzech billboardów za Ebbing, Missouri” „Everestu” czy „Lincolna”.