Film „W trójkącie”, będący zapisem feralnej podróży statkiem, triumfował w Cannes, zdobył Europejską Nagrodę Filmową, ma nominację do Złotych Globów i wiele innych wyróżnień. Złośliwi twierdzili jednak, że jeszcze nigdy canneńskiej Złotej Palmy nie dostał film, którego bohaterowie tak dużo czasu poświęcaliby problemom gastrycznym.
Bo przez 15 minut na ekranie wymiotują? I co w tym złego? Europejski reżyser nie musi być nadęty! Chcę opowiadać o świecie językiem, którym posługujemy się na co dzień. Zadawać kluczowe dla współczesności pytania bez kija w wiadomej części ciała. Kiedy spotykam się ze znajomymi, nie siedzimy, powtarzając w stuporze, jak jest nam smutno i źle. Wplatamy w dyskusje o rzeczywistości żarty i prowadzimy intelektualne gry. Dlaczego więc mam wymagać od widza, żeby płacił za oglądanie posępnych diagnoz? Kino to także błysk, humor, rozrywka.
Ale także uczciwa rozmowa o rzeczywistości.
Prezentując swój film „Happy End”, Michael Haneke powiedział, że współczesność tak bardzo wymknęła nam się spod kontroli, że zostały nam tylko farsy. Zgadzam się z nim. Zresztą skąd taki sukces choćby innego filmu „Nie patrz w górę”? Konwencja satyry sprawiła, że nikogo on nie obraził, a stał się lustrem zachodnich społeczeństw. Obnażył szarlatanerię i wariactwo cyfrowej rzeczywistości.
Czyli po prostu świata.