O filmie nawiązującym do legendarnego serialu, stworzonego dla HBO przez Davida Chase'a pod koniec lat 90., wiadomo było jedno – nie zagra w nim James Gandolfini. W 2013 r. był na wakacjach w Rzymie, kiedy nagle zasłabł. Jak się później okazało – zawał serca. Był we Włoszech z 13-letnim wówczas synem Michaelem i to nastolatek zadzwonił po pomoc. Niestety, bezskutecznie. Aktor, który zachwycił świat rolą Tony'ego Soprano, szefa mafii w New Jersey, zmarł w wieku 52 lat.
Jak opowiada Michael w wywiadach, to po śmierci ojca zdecydował, że zostanie aktorem. I zagrał w paru produkcjach drugoplanowe role, najbarwniejszą była ta z serialu „Kroniki Times Square".
Kiedy pojawiła się propozycja od producentów „Wszystkich świętych New Jersey", nie mógł odmówić – miał bowiem zagrać słynną postać gangstera, w którą wcielał się jego ojciec. Tyle że odpowiednio młodszą. Wyszło to całkiem zgrabnie, ale też nie miał wielkiego pola do popisu. Nowy film Davida Chase'a i reżyserującego obraz Alana Taylora nie jest o Tonym.
Twórcy nieszczególnie troszczą się o widza, który nie zna serialu. Na każdym rogu czai się znaczący cytat lub znajoma postać.
Bohatera skrywa już tytuł filmu, swoisty rebus. „Many Saints of Newark" to nic innego jak włoskie „Molti santi z Newark". Czyli nie Sopranowie, ale Moltisanti. W serialu tę familię reprezentował Christopher, w którego doskonale wcielał się Michael Imperioli. I to on jest narratorem tej opowieści, a głównym bohaterem jest jego ojciec – Dickie Moltisanti (Alessandro Nivola).