Bardzo bogaty człowiek ciężko choruje na serce. Jedynym ratunkiem jest przeszczep. Ale skąd wziąć organ? Bohater liczy na pewnego młodego samobójcę, którego spotyka w szpitalu.
Stara się utwierdzić pogrążonego w depresji mężczyznę w przekonaniu, że życie jest niewiele warte. Wbrew pozorom nie jest to jednak dramat o dylematach moralnych związanych z problemami transplantologii. Ani tym bardziej kino społeczne. „Serce na dłoni” jest czarną komedią.
– Chcę opowiedzieć o wielkich pieniądzach środkowej Europy i najgłębszej dzikości, jaką można sobie wyobrazić – mówi Krzysztof Zanussi. – Szyderczo i kpiarsko. Chciałbym, żeby widz się zastanowił, czy lekkomyślnie głoszony relatywizm nie jest pułapką, w którą wpadają ludzie zagubieni.
Reżyser twierdzi, że w „Sercu na dłoni” rozwija stylistycznie swój dawny, francusko-niemiecko-włoski obraz „Paradygmat. Potęga zła” z Vittorio Gassmanem w roli głównej.
– To ma być film przewrotny, który przy pozorach powagi powinien budzić śmiech – dodaje.