Kiedy Meryl Streep skończyła 38 lat, powiedziała mężowi: "To koniec". Była pewna, że nie znajdzie się dla niej przyzwoita rola, bo jak podkreśla w wywiadach: "Hollywood to fabryka marzeń. Rządzą nią mężczyźni i ich wyobraźnia. A czego chcą ci wieczni chłopcy? Więcej pistoletów, więcej samochodów i akcji". Jednak gdy dobiegała sześćdziesiątki, odniosła bezprecedensowy kasowy sukces dzięki filmom tworzonym przez panie.
W 2008 r. "Mamma Mia!" (w reżyserii Phyllii Lloyd i ze scenariuszem Catherine Johnson) zarobił 600 mln dolarów. Dwa lata wcześniej "Diabeł ubiera się u Prady" (scenariusz Aline Broch) – 324 mln dolarów. W tym sezonie "Julie & Julia" (scenariusz i reżyseria Nora Ephron), gdzie Streep wciela się w gwiazdę kulinarnej telewizji Julię Child, przyniósł już 121 mln dolarów.
Streep jest na okładce styczniowego "Vanity Fair" – to ona symbolicznie otwiera rok 2010, w którym znów ma szanse na Oscara za sprawą aż trzech murowanych przebojów. Poza rolą Julii Child udzieliła głosu w popularnej animacji "Fantastyczny pan Lis", a w komedii "To skomplikowane" gra 50-latkę, która zakochuje się w dwóch mężczyznach naraz. Film wchodzi do amerykańskich kin w pierwszy dzień świąt (w Polsce 12 lutego) i jest skierowany do kobiet z pokolenia Meryl Streep. "Mam 60 lat, a na ekranie dwa romanse. Bette Davies przewraca się w grobie!" – mówi aktorka.
[srodtytul]Dziewczyny i horrory[/srodtytul]
Mike Nichols, który w 2003 r. dał jej rolę w obsypanym nagrodami serialu "Anioły w Ameryce", powiedział "Vanity Fair": – Streep przebiła szklany sufit. Jako starzejąca się kobieta jest wielką gwiazdą kina. To się nigdy nie zdarzyło. Ona prowadzi ważną kampanię, chce uświadomić, jak dużo Hollywood może zarobić na historiach dla kobiet. Gdy powstają filmy, które je naprawdę ciekawią, panie kupują bilety.