Edytorskie dziełko: płócienna oprawa; matowe, doskonałej jakości zdjęcia; każda strona przełożona półprzezroczystą kartą z tytułem i – niespodzianka! – wierszem Wisławy Szymborskiej „Jarmark cudów”. Ani słowa drukiem, wszystko pisane ręcznie, kursywą. Finezyjny pomysł Macieja Buszewicza, autora opracowania graficznego.
Krakowska poetka chętnie udostępniła wiersz, kiedy zobaczyła fotografie Andrejczuka. Czterdziestolatek z Białegostoku, absolwent UW i łódzkiej Filmówki, jest reżyserem, operatorem i fotografem.
Osiem lat poświęcił cyklowi „Obrazy znad Narwi i Biebrzy” (z którego pochodzą kompozycje zamieszczone w albumie Buffi). Niektóre fotografie z tej serii publikował w magazynie „National Geographic” i prezentował na wielkiej objazdowej wystawie „Ostatnie takie miejsca na Ziemi”. „100 obrazów…” to objawienie dla takich jak ja mieszczuchów. Andrejczuk pokazał niewiarygodną urodę rozlewisk rzecznych Podlasia. Ludziom żyje się tam ciężko, za to ptakom i dzikiej zwierzynie – doskonale.
Andrejczuk sięga po aparat, gdy odczuwa harmonię, tajemnicę, energię i duchowość świata natury. W istocie głównym tematem jego prac pozostaje… zachwyt. Żeby oddać na zdjęciach to swoje olśnienie, wpadł na pomysł prosty i poetycki zarazem: uniósł się nad ziemią. Dosłownie. Zdjęcia wykonywał z balonu lub motolotni. Najchętniej chwytał za kamerę na przednówku lub wczesną jesienią. O świcie, kiedy ustępują mgły, opada szadź, przebijają pierwsze promienie słońca, zwierzyna się budzi. Kolory wówczas są delikatne, kształty nieostre, a efekty „fakturalne” – zdumiewające.
Każda z setki fotografii jest niezwykła, wręcz bajkowa. Oto „Nadrzeczne pola i łąki o 4.30”: cała płaszczyzna wypełniona cieniowanymi pasmami w szarozłocistej tonacji. Jak z japońskiej grafiki. Niewiarygodnie piękny jest „Lot o świcie” – para łabędzi, aż niebieskich w porannym słońcu, wzbijających się ponad jaśniejącą taflę wody. Albo stado pędzących saren...