Już nigdy nie zobaczymy Borata. Śmierć tej postaci jest wynikiem zbyt dużej popularności, jaką cieszy się ona od roku na całym świecie. Formuła się wyczerpała.
Przypomnijmy, że „Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej” Larry’ego Charlesa był filmem, który najbardziej nas ubawił w ubiegłym roku. Doprowadził do zrywania boków ze śmiechu z rzeczy politycznie niepoprawnych – fiesty powiązanej z tzw. gonieniem Żyda, żartów z niedorozwiniętych i kupy prezentowanej na salonach w porze kolacji.
Dwadzieścia siedem milionów dolarów w Wielkiej Brytanii, sześć milionów dolarów w Niemczech i 67 milionów dolarów w Stanach Zjednoczonych w ledwie dziesięć dni – tyle zarobił film oparty na pomyśle Sachy Barona Cohena, brytyjskiego komika, który urodził się w londyńskim Hammersmith w rodzinie ortodoksyjnych Żydów, do których i siebie zalicza. Sklep ojca z ekskluzywną męską odzieżą zapewnił mu edukację w prywatnej szkole. Naukę zakończył w Cambridge – drugim najlepszym uniwersytecie świata –na wydziale historii.
Finałowa dysertacja, którą napisał na studiach, dotyczyła żydowskiego wkładu w Afroamerykański Ruch na rzecz Praw Obywatelskich. Była najzupełniej serio i świadczy przeciwko tym, którzy pomawiają Cohena o rasizm.