Wspaniała, niezależna, ambitna, dominująca. W swingujących latach 60. Julie Christie była symbolem kobiety idealnej — pewnej siebie i wyzwolonej. Co prawda zazdrosne panie narzekały, że z tak szerokimi ustami i wykrzywioną twarzą do ideału jej daleko, ale panowie wiedzieli swoje. Dla nich Brytyjka była po prostu piękna.
Urodziła się w 1941 r. w Indiach, gdzie ojciec miał plantację herbaty. Tam się wychowała, a potem wyjechała na studia do Europy. Na Starym Kontynencie złapała aktorskiego bakcyla i zapisała się do Central School of Speech Training w Londynie.
Zwróciła na siebie uwagę, gdy pojawiła się w serialu „A jak Andromeda” (1961). Jednak zabłysła dopiero za sprawą reżysera Johna Schlesingera. Najpierw zagrała u niego w „Billym kłamcy” (1963), a potem w „Darling” (1965) i „Z dala od zgiełku” (1967). Drugi z tych filmów sprawił, że Christie stała się twarzą dekady. Wcieliła się w ponętną, lecz pozbawioną skrupułów modelkę Dianę Scott, która jest gotowa przespać się z każdym, by zrobić karierę w londyńskim światku mody. Uroda bohaterki, jej bezwzględność i poczucie wolności świetnie pasowały do nastroju rewolucji obyczajowej lat 60. Rok później Christie odebrała za tę rolę Oscara.Następne lata to właściwie pasmo nieustających sukcesów. Partnerowała Omarowi Sharifowi jako Lara w adaptacji „Doktora Żywago” (1965). Francois Truffaut obsadził ją w „Fahrenheit 451” (1966). U Josepha Loseya była próżną arystokratką w „Posłańcu” (1971). Za western „McCabe i pani Miller” (1971) Roberta Altmana otrzymała nominację do Oscara. A w thrillerze „Nie oglądaj się teraz” (1973) Nicholasa Roega zagrała wraz z Donaldem Sutherlandem w zmysłowej scenie miłosnej, która przeszła do historii kina.
Popularność Christie rosła, prasa emocjonowała się jej romansami, a zwłaszcza burzliwym związkiem z Warrenem Beattym. Jednak aktorka miała dość szumu wokół własnej osoby. Nie chciała należeć do grona celebrities. — Myślałam, że oszaleję — wspomina tamten czas w rozmowie z „The Independent”. Ostatecznie rozstała się z Beattym i przeprowadziła z dala od Hollywood. Wróciła na walijską farmę, gdzie kiedyś mieszkała z matką po rozwodzie rodziców.
Zamieniła luksusowe apartamenty na podupadłą chatę. Po podwórku biegały kaczki, kury i koty, a Christie prowadziła spartański tryb życia. — Było tak zimno, że musiałem spać w płaszczu, a i tak nie czułem się rozgrzany — mówił Donald Sutherland o wizycie na farmie, podczas której proponował Christie jeszcze jeden wspólny film. Co prawda Julie nie zrezygnowała z kina, ale na ekranie pojawiała się rzadko. Bardziej pochłaniały ją sprawy ekologii i walka z rozprzestrzenianiem broni nuklearnej.