Amerykańscy politycy głowią się obecnie, jak zwalczyć terroryzm i zapewnić stabilną sytuację na Bliskim Wschodzie. Niepotrzebnie.
Recepta jest prosta, a wpadli na nią scenarzyści „Iron Mana”. Wysyłają do walki komiksowego herosa. Efekty są natychmiastowe. Brodaci terroryści padają jak muchy, a zastraszeni przez nich ludzie z wdzięcznością patrzą w niebo, skąd nadleciał wybawca.
Oczywiście, twórcy filmu mają świadomość, że ich opowieść jest piramidalną bzdurą. Traktują więc perypetie Iron Mana z przymrużeniem oka.
Obsadzając główną rolę, trafili w dziesiątkę. Robert Downey Jr. bawi się grą. Nie potrzeba mu kostiumu herosa. Rozbraja wrogów poczuciem humoru.
Downey gra Tony’ego Starka, genialnego konstruktora najnowocześniejszych typów broni, właściciela wielkiego koncernu zbrojeniowego. Kolejne gadżety bojowe wymyśla jakby od niechcenia, a w międzyczasie wikła się w niezliczone romanse, z których wyplątuje go potem oddana sekretarka, panna Potts (Gwyneth Paltrow).