– Ocierałem się już o ten temat w moich filmach: „Indeksie”, „Kung-fu”, „Maskaradzie”, „Stanie strachu” – mówi Janusz Kijowski. – Ale nie powstał dotąd w naszej kinematografii obraz dogłębnie opisujący marcowe wydarzenia. A przecież wtedy rodziły się zręby naszej wolności. Jednocześnie był to tragiczny okres pogromu inteligencji, czas, w którym Polska wiele straciła. Chciałbym o tym wszystkim opowiedzieć z perspektywy 20-latka, z jakiej wtedy patrzyłem na świat. Bez besserwiserstwa przychodzącego z wiekiem.
W 1968 roku Janusz Kijowski był studentem historii na Uniwersytecie Warszawskim.
Chciałbym opowiedzieć o marcu 1968 roku z perspektywy dwudziestolatka, z jakiej wtedy patrzyłem na świat
– Marzec stał się egzaminem dojrzałości mojego pokolenia. Sam byłem wówczas młodym człowiekiem, któremu wydawało się, że idzie przez życie jak burza, tańczy na fajnych prywatkach, słucha The Beatles, gra w siatkówkę. A tu nagle trzeba się było jednoznacznie określić, opowiedzieć po którejś ze stron. Moja generacja bardzo boleśnie przeżyła ujawnienie się polskiego antysemityzmu i nacjonalizmu. Siła destruktywna tych zjawisk była ogromna. Kraj zanurzył się w ksenofobii, która od tamtej pory co jakiś czas wraca.
Pierwszy szkic scenariusza powstał już w roku 1987.