Codziennie skrapiana jest perfumami Chanel, ma do dyspozycji najmodniejsze kreacje (kaszmirowe sweterki, koronki), diamentową biżuterię i kilka zestawów baletek, by nie ścierała sobie łapek. Nic dziwnego, że jest rozpieszczona i nie zwraca uwagi na cziłałę Papiego (Braciak), psa meksykańskiego ogrodnika.

Ona należy do elity, on jest własnością ubogiego imigranta. Jednak Papi będzie mógł się wykazać i udowodnić Chloe swą miłość. Właścicielka suczki wyjeżdża służbowo do Europy i powierza pieska siostrzenicy. Chloe nie przepada za tymczasową opiekunką, więc gdy ta zabiera ją do Meksyku, by zabawić się z przyjaciółkami, suczka ucieka z hotelu. I zostaje porwana przez organizatorów psich walk. Papi ruszy jej na ratunek. Ale z pomocą przyjdzie również pewien owczarek, były pies policyjny, Delgado (Lubaszenko)…

Punkt wyjścia filmu przypomina „Zakochanego kundla”. Tyle że tam zamiast cziłały oglądaliśmy perypetie wyniosłej spanielki i zabujanego w niej kundla. Jest jeszcze jedna różnica. Dawniej rysownicy ze studia Disneya szkicowali psie czworonogi na kartkach papieru, a później przenosili ilustracje na taśmę celuloidową, by ożywić rysunkowych bohaterów. Na planie filmowym „Cziłały…” najważniejsi byli treserzy.

Musieli zapanować nad dwiema setkami psów różnych ras, które zagrały przed kamerą. Potem do akcji wkroczyli specjaliści od efektów komputerowych, by wywołać złudzenie, że zwierzęta rozmawiają między sobą. Meksykańska przygoda sprawi, że Chloe zmieni swój charakterek, dostrzeże, że dotąd żyła jak pod kloszem, ale mimo wszystko wróci do swojego świata jak z bajki. Happy end. Dzieci będą zadowolone. Ale moim zdaniem przygody Chloe, zamiast na ciepłe kino familijne, nadawałyby się na cierpką satyrę o tym, jak fanaberie zamożnych mieszkańców Los Angeles zamieniają psie życie w groteskę.

[i]USA 2008, reż. Raja Gosnell, dubbing: Katarzyna Bujakiewicz, Jacek Braciak, Olaf Lubaszenko [/i]