Wyspa skarbów” była dotychczas ekranizowana kilkadziesiąt razy. W 2002 roku po książkę Stevensona sięgnęli John Musker i Ron Clements, twórcy takich disneyowskich hitów jak „Mała syrenka” czy „Alladyn”. Zaryzykowali, łącząc w filmie ducha XIX-wiecznej powieści przygodowej z kinem science fiction.
Akcja „Planety skarbów” rozgrywa się w przestrzeni kosmicznej niczym gwiezdna saga George’a Lucasa. Jednak po niebie – zamiast najnowocześniejszych promów, sond i rakiet – latają imponujące żaglowce. Ludzie noszą bufiaste XIX-wieczne stroje, ale jednocześnie mają do pomocy roboty i posługują się najnowocześniejszymi technologicznymi gadżetami.
Jeden z nich wpada w ręce Jima Hawkinsa. Chłopak od kilkunastu lat wychowuje się bez ojca i sprawia coraz większe kłopoty wychowawcze matce, która prowadzi międzyplanetarną gospodę. Pewnego dnia rozbija się obok niej statek kosmiczny tajemniczego Billy’ego Bonesa. Pilot umiera, ale przed śmiercią wręcza Jimowi drogocenny przedmiot – kulę z zamkniętą w środku holograficzną mapą wszechświata, która prowadzi do ukrytego na jednej z planet skarbu kapitana Flinta. Ostrzega przy tym chłopca, by chronił cacko przed okrutnym cyborgiem.
Jim szybko wpada w tarapaty. Piraci poszukujący mapy plądrują gospodę matki, więc chłopiec postanawia wybawić ją z kłopotów i odnaleźć skarb. Na poszukiwania rusza statkiem prowadzonym przez panią kapitan Amelię wraz z przyjacielem rodziny profesorem Dopplerem. Uwagę Hawkinsa zwraca jednak jowialny kucharz John Silver, który próbuje zaprzyjaźnić się z Jimem. Chłopiec zbyt późno odkrywa, że sympatyczny kompan ma laserowe oko i protezy zamiast ręki i nogi...
Rozmach opowieści, płynne połączenie rysunkowej animacji (postacie) z techniką 3D (tło) to główne zalety filmu Muskera i Clementsa. Rozrywka w sam raz dla małych i dużych chłopców.