Reklama

Kilka pytań do twórców Terminatora

Atutem „Terminatora: Ocalenie” miało być to, czego nie widzieliśmy w poprzednich częściach cyklu — wizja przyszłości, w której maszyny walczą z ludźmi. Ale reżyser i scenarzyści spaprali robotę.

Publikacja: 05.06.2009 12:03

"Terminator: Ocalenie"

"Terminator: Ocalenie"

Foto: Materiały Promocyjne

W filmie Josepha McGinty’ego Nichola eksplozji, pościgów i bijatyk z cyborgami jest co niemiara. Szczęk stali, kanonady i odgłosy wybuchów dudnią w uszach. Ten zmasowany atak na zmysły widzów dobrze obrazuje strategię reżysera, który skupia się na mnożeniu efekciarskich scen. Może myślał, że w ten sposób przykryje niedoróbki scenariusza?

Jest 2018 rok. Maszyny polują na ludzi, ci jednak zdołali utworzyć sprawnie działający ruch oporu. Nie ma natomiast ani słowa wyjaśnienia, jak zdołali dotychczas przetrwać, skoro kres cywilizacji nastąpił w wyniku nuklearnej katastrofy. Jakim cudem dysponują tonami najnowocześniejszego sprzętu — od helikopterów po łodzie podwodne — jeśli zniszczone zostały miasta, czyli również fabryki i centra wojskowe?

Takich wpadek jest w filmie więcej. Ludzie kryją się pod ziemią, na opuszczonych stacjach benzynowych, w gruzach. Chodzą okutani w płaszcze i łachmany. Ale wystarczy, że się uśmiechną, by widz oślepł od blasku śnieżnej bieli ich zębów! Przymierają głodem, ale nie zapominają o wybielaniu?

To wszystko niszczy atmosferę filmu, obnaża brak inwencji i wyobraźni twórców, którzy wymyślając fabułę też się nie napracowali.

Dowództwo ruchu oporu przymierza się do ofensywy na siedzibę SkyNetu — systemu komputerowego, sterującego maszynami dzięki uzyskaniu samoświadomości. Tymczasem John Connor (Christian Bale), jeden z bohaterów partyzantki przeciw cyborgom, chce za wszelką cenę odnaleźć Kyle’a Reese’a. To jego ma za kilka lat wysłać w przeszłość, by ten uratował matkę Connora przed Terminatorem. Niestety, Reese’a porwały maszyny. Nieoczekiwanie Connorowi przyjdzie z pomocą pewien skazaniec Marcus Wright (Sam Worthington). Dzięki niemu Connor odkryje, że SkyNet zaczyna tworzyć hybrydy — pół ludzi, pół maszyny — by infiltrować i zniszczyć ruch oporu.

Reklama
Reklama

Po co jednak SkyNet ucieka się do tak wyrafinowanych metod walki, skoro produkuje także bojowe roboty giganty, które mogłyby zetrzeć ludzi na miazgę? Dlaczego jego siedziba wygląda jak skrzyżowanie podupadającej huty stali z tandetnym laboratorium?

Braku spójności i logiki nie rekompensuje nawet pojawienie się odtworzonej cyfrowo postaci Arnolda Schwarzeneggera z pierwszego „Terminatora”. Wywołuje jedynie nostalgię za filmami Jamesa Camerona.

W filmie Josepha McGinty’ego Nichola eksplozji, pościgów i bijatyk z cyborgami jest co niemiara. Szczęk stali, kanonady i odgłosy wybuchów dudnią w uszach. Ten zmasowany atak na zmysły widzów dobrze obrazuje strategię reżysera, który skupia się na mnożeniu efekciarskich scen. Może myślał, że w ten sposób przykryje niedoróbki scenariusza?

Jest 2018 rok. Maszyny polują na ludzi, ci jednak zdołali utworzyć sprawnie działający ruch oporu. Nie ma natomiast ani słowa wyjaśnienia, jak zdołali dotychczas przetrwać, skoro kres cywilizacji nastąpił w wyniku nuklearnej katastrofy. Jakim cudem dysponują tonami najnowocześniejszego sprzętu — od helikopterów po łodzie podwodne — jeśli zniszczone zostały miasta, czyli również fabryki i centra wojskowe?

Reklama
Film
Wenecja 2025 zapowiada się jako festiwal pełen gwiazd
Film
Sandra Drzymalska jako Violetta Villas i Izabella Łęcka
Film
BNP Paribas Nowe Horyzonty we Wrocławiu: protesty i wielkie święto kina
Patronat Rzeczpospolitej
Ogłaszamy program 19. Festiwalu Filmu i Sztuki BNP Paribas Dwa Brzegi
Film
Marcin Dorociński, przeboje z Cannes i nie tylko
Reklama
Reklama