Filmy z krajów Ameryki Łacińskiej od kilku lat znajdują się w czołówce najciekawszych wydarzeń kina. Świadczą o tym werdykty najważniejszych światowych festiwali. Na szczęście te najgłośniejsze tytuły były, są lub będą pokazywane w Polsce. Ale już wiele obrazów niewiele mniej utytułowanych nie znajduje dystrybutorów i można je obejrzeć tylko na dorocznych imprezach, z których Festiwal Filmów Latynoamerykańskich – obecny w sześciu miastach – jest jedną z najważniejszych.
Przez tydzień, począwszy od 28 maja, zobaczyliśmy w Muranowie, Kinotece i Kino. Lab 21 nowych filmów z krajów Ameryki Łacińskiej. Oprócz nich obejrzeliśmy 13 propagandowych dokumentów Kubańczyka Santiago Alvareza, siedem znanych już tytułów przypominanych w sekcji Cinemateca oraz trzy obrazy przedstawiane jako pokazy specjalne.
Nowe produkcje zdominowało kino argentyńskie. Kraj ów liczy sobie 40 milionów mieszkańców, a powstaje tam ponad 60 filmów rocznie – trzy razy więcej niż w Polsce. Pewnej sztuczności i sformalizowania świata przedstawionego oraz minimalizmu – charakterystycznych dla Nowego Kina Argentyńskiego – nie dało się zauważyć w pokazywanych filmach.
Najlepszym z nich byli „Paranoicy” – debiut Gabriela Mediny będący zabawną i przewrotną opowieścią o przyjaźni, która okazuje się iluzją, i znajomości niespodziewanie ewoluującej w miłość. Najlepszej jakości humor, naturalne aktorstwo, scenografia i muzyka sprawiły, że film ten ma największą szansę na Nagrodę Publiczności.
Oryginalna forma była wyróżnikiem pokazywanego w Wenecji – kolejnego wspaniałego debiutu – „Skradzionego chłopaka” Matiasa Pineiro (historia o powikłanych związkach między kilkorgiem studentów) oraz niekonwencjonalnej komedii sytuacyjnej na temat środowiska argentyńskich twórców offowych – jeszcze raz udany debiut! – „UPA!” Tamae Garateguy.