Inwazja armii państw Układu Warszawskiego, w tym ludowego Wojska Polskiego, na Czechosłowację w sierpniu 1968 – zwana w propagandowej nowomowie bratnią pomocą – to wstydliwy epizod naszej najnowszej historii. Epizod, który do dziś odbija się czkawką w czesko-polskich kontaktach, nie na szczeblu państwowym, ale w tych codziennych, wśród zwykłych ludzi. Sam usłyszałem parę razy, podczas – jak się wydawało, sympatycznych rozmów: „Hradec Kralove nigdy wam nie zapomnimy”.

Choć od dwudziestu lat owa inwazja przestała być tabu, to „Operacja Dunaj” jest pierwszym filmem, zarówno u nas, jak i w Czechach, podejmującym ten wstydliwy temat. Debiutujący w kinie Jacek Głomb, reżyser i dyrektor teatru w Legnicy, postanowił go obśmiać. Najpierw zrobił to na kierowanej przez siebie scenie, a teraz w zrealizowanej w koprodukcji z Czechami komedii.

Scenarzyści (Jacek Kondracki i Robert Urbański) wyszli od, podobno prawdziwego, zdarzenia – zaginięcia bez wieści wysłużonego czołgu T-34 i jego załogi. Reszta zdarzeń, a więc wjazd czołgu przez ścianę do wypełnionej stałymi bywalcami gospody U Krtka i konfrontacja przedstawicieli obu nacji, to już fantazja, w finale popadająca w surrealizm i absurd.

Filmowi Polacy, reprezentowani przez czteroosobową załogę czołgu Biedroneczki to przypadkowa zbieranina mało lotnych nieudaczników. Nieznających żołnierskiego rzemiosła, za to przesiąkniętych oficjalną propagandą (krasomówcze popisy sierżanta-dowódcy parodiujące język „Żołnierza Wolności”, ówczesnej wojskowej gazety, przed osłupiałymi tubylcami to najzabawniejsze momenty filmu). Czesi są za to nieodparcie sympatyczni, nastawieni pacyfistycznie (z wyjątkiem studentki z Pragi), liczący się z politycznymi realiami. Pozornie bliscy zarówno Szwejkowi, jaki bohaterom Hrabala, a raczej przypisywanym im schematom.

Okazji do śmiechu, wbrew oczekiwaniom, tu niewiele. Za to są nudnawe pogawędki przy kolejnych kuflach piwa. Za niefortunny pomysł uważam włączenie wątku oficerskiego małżeństwa: potężnie zbudowanej, rzucającej mięsem pani major (Gonschorek), ustawicznie zdradzającej swego mikrego męża i podwładnego (Zamachowski). Ale miłośnicy farsy koszarowej uznają go zapewne za najbardziej zabawny.