[link=http://www.rp.pl/galeria/9131,1,390582.html]Zobacz fotosy z filmu[/link]
Autorom „Rewersu” – scenarzyście Andrzejowi Bartowi i debiutującemu w fabule reżyserowi Borysowi Lankoszowi – udało się jednak pogodzić ogień z wodą. Nie rezygnując z odtworzenia grozy i strachu towarzyszącego codziennemu życiu w początkach lat 50. XX w., zrealizowali film nieodparcie śmieszny. Groteskową rzeczywistość spiżowych pomników i totalitarnego terroru zderzyli z rozterkami i marzeniami trzydziestoletniej, niezbyt urodziwej panny, poszukującej mężczyzny na życie.
Sabina (Buzek), redaktorka działu poezji w wydawnictwie, mieszka wraz z matką (Jandą) i babką (Polony) w kamienicy, która przed wojną należała do ich rodziny. Udało się im zachować mieszkanie dzięki synowi (Konopka) malującemu socrealistyczne portrety dostojników. Matka z dużym samozaparciem poszukuje kandydata na męża dla swej zakompleksionej córki, ale niezbyt jej to wychodzi. Jak w przypadku pana Józefa (Woronowicz), księgowego z zarządu aptek (a ona miała przed wojną aptekę), który podczas zapoznawczej wizyty okazał się pijakiem i idiotą.
Przypadek sprawi, że – jak się wydaje – Sabina sama znajduje swe szczęście, kiedy w jej obronie przed dwoma oprychami staje zabójczo przystojny, ubrany w prochowiec jakby z szafy Humphreya Bogarta tajemniczy mężczyzna. Bronisław (Dorociński) mimo dorożkarskich manier szybko uwodzi zapatrzoną w niego dziewczynę, w czym pomaga mu jej matka. Zakochana dziewczyna długo nie zdaje sobie sprawy, że tajemniczy przystojniak wplątuje ją w tryby morderczego systemu. Gdy to zrozumie, wybierze makabryczne w skutkach rozwiązanie.
Autorzy „Rewersu” przedstawiają historię bez ideologicznych obciążeń, patrzą nań jak na teatr absurdu. Bez tragicznego patosu i moralnych dylematów pokazują namiętność i pożądanie, ale przede wszystkim siłę przetrwania we wrogich jednostce czasach. A także odwagę i wewnętrzną siłę, jaką było przyjęcie na siebie po latach brzemienia dramatycznych doświadczeń.