Potrzymać kciuki za Krzysztofa Kowalewskiego, żeby udało mu się wyplątać z aferki z ciężarną córką pewnego dygnitarza i żeby, broń Boże, nie czekał na bruneta, mającego go odwiedzić wieczorową porą. Poczuć się jak mieszkańcy pewnego bloku, gdzie niezbyt lubiany gospodarz Anioł w postaci Romana Wilhelmiego nagle ogłasza wolny od prac społecznych dzień...
To wszystko można przeżyć raz jeszcze w kinie Wars. Tam bowiem odbywać się będzie festiwal poświęcony Stanisławowi Barei, który 5 grudnia skończyłby 80 lat.
Nie tylko filmy znalazły się w programie ośmiodniowej imprezy. Zaplanowano spotkanie z rodziną reżysera i kilkoma tajemniczymi gośćmi. Chętni pochwalą się swoją wiedzą biorąc udział w quizie na temat twórczości Barei. Lubiący tańczyć w rytm przebojów z lat 60., 70. i 80. zaproszeni są na nocne potańcówki. Rysujący lub tacy, którym choćby tylko się wydaje, że rysować umieją, dostaną szansę stworzenia komiksu. Do obejrzenia przygotowano plakaty filmowe i zdjęcia z rodzinnej kolekcji reżysera, a do posłuchania wykład na temat walk, jakie Bareja toczył z cenzurą. A było ich wiele.
„Gdyby odrzucić gagi, żarty i dowcipy, moje filmy byłyby bardzo ponure” – powiedział reżyser. I miał oczywiście rację. Jego komedie są bezsprzecznie śmieszne, ale jednocześnie przerażające. Bo pokazany w nich wszechobecny absurd nie był wymysłem twórcy, tylko naszą swojską rzeczywistością.
Żeby pobyć trochę w „świecie według Barei”, warto zaglądać w tym tygodniu do Warsa. Ale warto to robić także po to, by poza zabawą zadać sobie pytanie, czy i nasza teraźniejszość nie dostarczyłaby temu reżyserowi tematów do filmów.