Gerwazy Reguła poszedł trzecią drogą. Chciał zrealizować – jak sądzę, ale mogę się mylić – porządny obraz obyczajowy, pokazujący prawdę o małomiasteczkowym życiu, bez zgrywy i lukru. Rezultat nie jest w pełni satysfakcjonujący, choć początkowe sceny wiele obiecują.
Świetnym pomysłem było obsadzenie w głównej roli Eli, trzydziestokilkulatki samotnie wychowującej syna, Ilony Ostrowskiej. To aktorka obdarzona wszechstronnym talentem, a przede wszystkim bezpretensjonalnym urokiem i naturalnością. Doskonale wpasowała się w pejzaż – niezwykle malowniczy – Wlenia pod Jelenią Górą, gdzie toczy się akcja.
Ela pracuje w zakładach mięsnych, dorabia, sprzątając w nocy w supermarkecie, znosząc awanse nadpobudliwego szefa (Globisz), i opiekuje przykutą do łóżka matką. Spotyka się z Mirkiem (Sadowski) – mężczyzną pracującym na śmieciarce. I nagle spadają na nią trzy ciosy – umiera matka, w wypadku ginie przyjaciółka, a Mirek ląduje w szpitalu. Ale po odwiedzinach Eli i on, i wszyscy pacjenci na wspólnej sali zdrowieją, bo kobietę Bóg niespodziewanie obdarzył zdolnościami bioenergoterapeutycznymi (wątek takiego uzdrawiania Reguła wykorzystał już w debiucie „Los chłopakos”).
Pomysł reżysera, by bohaterka posiadała nadprzyrodzone moce, kompletnie nie pasuje do pierwotnie obranego realistycznego tonu filmu. W dodatku tłum chorych w jej ogródku to jakieś zgromadzenie figur woskowych, nigdy niewydających z siebie głosu. Gerwazy Reguła na siłę uduchawia film, uporczywie kamerując miasteczko z góry – takie niby boże spojrzenie – i wprowadzając dialog wewnętrzny Eli z Najwyższym. Niektóre sceny nie mają puenty. Te scenariuszowe i reżyserskie uchybienia psują przyjemność z oglądania obrazu, który miał swój potencjał.
[i]Polska 2010, reż. Gerwazy Reguła, wyk. Ilona Ostrowska, Przemysław Sadowski, kina: Femina, Kultura, Luna, NoveKino: Wisła, Świt[/i]