W salach kina Helios, od wczesnego ranka, tłoczyła się młoda publiczność. Okazało się, że kino Hasa przetrwało próbę czasu, wzrusza i pobudza wyobraźnię dzisiejszych dwudziestolatków. Teraz można również sięgnąć po książkę Jadwigi Has „Życie w drugim planie”. Była żona Hasa opisuje lata, jakie z nim spędziła. Kreśli portret artysty i człowieka.
[srodtytul] Nabijanie ręki [/srodtytul]
— Moje filmy są snami — powiedział kiedyś Has.
Śnił całe życie. Absolwent krakowskiej ASP nakręcił w 1948 roku swój pierwszy film „Harmonia”, a 9 lat później zadebiutował jako fabularzysta „Pętlą” na podstawie opowiadania Marka Hłaski. W tym pierwszym okresie pracował wręcz zachłannie; uważał, że filmowiec musi sobie „nabijać rękę”. Powstały wówczas m.in. „Pożegnania”, „Wspólny pokój”, „Rozstanie”, „Szyfry”, „Złoto”, „Jak być kochaną”. Akcja jego filmów toczyła się w polskiej rzeczywistości, ale Has nie próbował — jak Wajda czy Munk — rozliczać się z czasem wojny czy opowiadać o konfliktach i przemianach obyczajowo-ustrojowych. Przede wszystkim kreślił z pietyzmem portrety swoich bohaterów, przesycał filmy klimatem niepokoju, niespełnienia, pesymizmu. Nawet gdy w „Jak być kochaną” opowiadał o kobiecie przechowującej podczas okupacji Żyda, wojna potrzebna mu była tylko po to, by „zamknąć” świat i w tym zamkniętym świecie obserwować dramat miłości, uzależnienia, zaborczości.
Przyznaję, że lubię wczesne obrazy Hasa, pełne delikatnych obserwacji ludzkich zachowań, odczuć, postaw. Ale w historii polskiego kina zostaną zapewne inne dzieła reżysera: „Rękopis znaleziony w Saragossie”, „Sanatorium pod Klepsydrą”, „Pismak”, „Osobisty pamiętnik grzesznika”, „Niezwykłe przypadki Baltazara Kobera”.