Film ukazuje absurdy, totalitarne zapędy socjalistycznej władzy czasów Gustava Husaka i graniczący z aberracją umysłową serwilizm wobec ZSRR. To wszystko stanowi tło słodko-gorzkiej historii sfrustrowanego młodzieńca, któremu granie jazzu pozwala nie zauważać przaśnej codzienności.
Rok 1979. Nadgraniczne miasteczko oddzielone od kapitalistycznej Austrii drucianym płotem, nieustannie patrolowane przez milicjantów. Reagują oni na najmniejsze odchylenia od socjalistycznych standardów (np. długie włosy, granie innej niż ludowa muzyki). Martin (Kostelný) nie jest zadowolony ze swego życia. Rodzice żony (Pauhofová) zaledwie go tolerują, wtrącając się nawet do ich małżeńskiego pożycia. Jest skromnym pracownikiem przepompowni ścieków, ale jego prawdziwą pasją jest muzyka.
Praca nie daje mu satysfakcji, ale pozwala na ćwiczenia na saksofonie. Denerwuje to niby-kolegów, którym odmawia wspólnego picia becherovki. Jeden z nich, przygotowując rutynowy raport dla służby bezpieczeństwa, pyta więc, co ma napisać o Martinie. „Napisz, że gra jazz, to na pewno nie dostanie mieszkania” – mówi drugi.
Życie Martina się odmieni, gdy pozna zwariowaną dziewczynę szyjącą spadochrony (Nvotová) i niejakiego Hruskovica (Budar), z którym stworzą zespół grający na weselach czy propagandowych imprezach. Pieniądze dodadzą mu pewności siebie, zamarzy o wyrwaniu się z małomiasteczkowej szarzyzny, zakocha się w wariatce.
Martin nie jest bohaterem walczącym z panującym ustrojem, już zdążył w niego wrosnąć, przywyknąć. Stara się nie zauważać jego opresyjności i pragnień zarządzania losami obywateli. Myśl o otwartym buncie nie przychodzi mu do głowy. Wie, że alternatywy nie ma.