W „8 kobietach", gdzie podstawą scenariusza była bulwarowa sztuka, wręcz podkreślał teatralną proweniencję całości. W „Żonie doskonałej" znów sięgnął po sceniczny repertuar bulwarowy, czyli komedię „Potiche" Pierre'a Barilleta i Jeana-Pierre'a Grédy'ego z lat 70. ubiegłego wieku (sfilmowaną w 1983 r. dla telewizji), do której dopisał kolejny akt.
Choć osadził akcję w konkretnym 1978 r., to od pierwszej, pastiszowej sceny pokazał, że wkraczamy w świat nie do końca rzeczywisty, świadomie i starannie wystylizowany na pełne sztuczności realia ówczesnych francuskich komedii z Louisem de Funesem. Począwszy od niezwykle starannej oprawy scenograficzno-kostiumowej po świadomie przerysowaną, nadekspresyjną grę aktorów.
Akcja, co prawda, nieraz przenosi się w plener, ale wciąż pozostaje wrażenie, że jednak jesteśmy w teatrze, a kolejne wyjścia i wejścia postaci napędzają dramaturgiczny scenariusz. Początkowo to nawet bawi, z czasem jednak zaczyna być nużące. Teatr w kinie jednak się nie sprawdza.
Tytułową żoną doskonałą jest Suzanne Pujol (Deneuve). Choć w posagu wniosła fabrykę parasolek i nadal zachowała część udziałów, od lat jest tylko pięknym bibelotem u boku męża (Luchini), twardą ręką kierującego zakładem. Sprowadził ją do roli uległej pani domu, od której oczekuje jedynie, by pięknie wyglądała i do niczego się nie wtrącała, łącznie z przymykaniem oczu na jego liczne skoki w bok.
Polityka socjalna męża, a raczej jej brak, doprowadziła do strajku. Pan Pujol, zatrzymany jako zakładnik, dostał ataku serca i wylądował w szpitalu. Rodzina uznała, że tylko Suzanne może go zastąpić w negocjacjach ze zbuntowanymi robotnikami. Wspiera ją także burmistrz-komunista (Depardieu), z którym przed laty przeżyła płomienny, choć zaledwie jednodniowy romans. Ku zaskoczeniu wszystkich, a także siebie samej, pani Pujol świetnie się odnajduje w nowej roli.