Nowe Horyzonty pomagają trafić do kin niezależnym filmom

Festiwal Nowe Horyzonty. Werdykty jurorów okazały się w tym roku wyjątkowo trafne

Aktualizacja: 02.08.2011 09:29 Publikacja: 31.07.2011 21:30

Nowe Horyzonty pomagają trafić do kin niezależnym filmom

Foto: ROL

Na wrocławskiej imprezie najważniejszy jest program – prawie 300 filmów fabularnych plus dokumenty, obrazy o sztuce, krótkie etiudy. Liczy się też atmosfera i widzowie, którzy kochają filmy ambitne. Nagrody schodzą na drugi plan.

To one pomagają jednak najciekawszym tytułom trafić do zwykłych kin dla niefestiwalowej publiczności.

Zapis samotności

W głównym konkursie zwyciężył "Attenberg" Athiny Rachel Tsangari – film o relacjach śmiertelnie chorego ojca i córki wchodzącej w dorosłość, odkrywającej swą seksualność.  To również rodzaj pożegnania  z XX wiekiem, z marzeniami, rzecz o utracie złudzeń.

–Niektórzy chodzą do psychoanalityków, ja zrobiłam film – mówi Tsangari, która po maturze wyjechała z Grecji, by studiować w USA. – Kręciłam w rodzinnym mieście Aspra Spitia, bo w nim odbija się wszystko, o czym kiedyś śniliśmy. "Attenberg" jest moim rozliczeniem z ojczyzną.

Tsangari należy do nowego pokolenia twórców, mierzących się z rzeczywistością i narodowymi mitami. Dzięki nim grec- ka kinematografia triumfalnie idzie przez świat. Gdy kraj się wali, a ekonomiści śledzą raporty finansowe, oni szukają przyczyn upadku głębiej – opowiadają o kryzysie wartości.

Dotyka on nie tylko Grecji. Bohaterką "Ruchów Browna" Nanouk Leopold, wyróżnionych nagrodą International Film Guide, jest lekarka. Żyje w idealnym z pozoru świecie, ma stabilną sytuację finanso- wą, przystojnego, opiekuńczego męża, udanego syna. A jednak zaczyna szukać wrażeń poza domem, uprawiając – bez słów i czułości – seks z mało atrakcyjnymi pacjentami.

Przegrany tego konkursu? "Code Blue" Urszuli Antoniak – film o wyobcowaniu, a jednocześnie o tęsknocie za bliskością. Obraz, który we Wrocławiu jednych odrzucił, a inni uznali go za arcydzieło.

Wieś bez retuszu

Emocje wzbudzał konkurs filmów polskich, który stał się rewanżem za Gdynię. Zabrakło w nim co prawda "Róży" Wojciecha Smarzowskiego, ale szansę dostało kilka obrazów niezakwalifikowanych do walki o Złote Lwy.

Wszystkich pogodziła jedyna premiera: "Z daleka widok jest piękny" Anny i Wilhelma Sasnalów, wyróżniona główną nagrodą przez międzynarodowe jury.

To rzeczywiście film wstrząsający, kolejny – po "Księstwie" Andrzeja Barańskiego – odbrązawiający polską wieś. Zrywa z pokazywaniem jej w stylu  komediowym lub magicznym. Wszystko jest tu bolesne, nie ma uczuć, życzliwości, porozumienia z innym człowiekiem. Jest zawiść, chciwość, agresja, milczenie przy stole i między kochankami, prawo siły. Starannie plastycznie budowane kadry kryją chamstwo i toporność. Są chropowate. Realizm podkreślany jest przez całkowity brak muzyki, a twórcy tworzą metaforę skorodowanego świata.

Nagrodę za najlepszy debiut dostał Jan Komasa ("Sala samobójców"), publiczność wybrała argentyńsko-polską "Nagrodę" Pauli Markovitch.

Zmęczeni giganci

Zakończony wrocławski festiwal przyciągał też słynnymi tytułami: dostanie biletu na "Pinę" Wendersa czy "Skórę, w której żyję" Almodóvara graniczyło z cudem. Był festiwalem wielkich indywidualności. Ale czy to przypadek, że kilku z nich opowiadało o twórczej niemocy?

O własnych niemożnościach opowiada Kim Ki-duk w nagrodzonym w konkursie filmów o sztuce "Arirang". Od trzech lat nie zrobił fabuły. Zaszył się na odludziu, w chacie bez wody i ogrzewania, odciętej od świata.

Bela Tarr – idący własną drogą artysta węgierski, w "Koniu turyńskim" przedstawił ponurą wizję umierającego świata. – To mój ostatni film – mówił mi w rozmowie. – Staram się być uczciwy i szanuję publiczność. Powiedziałem wszystko, co miałem do powiedzenia. Teraz tylko bym się powtarzał.

Terry Gilliam, Amerykanin z brytyjskim paszportem, współtwórca Monty Pythona, nie zrobił filmu od czasu "Parnassusa: Człowieka, który oszukał diabła". Od ponad dziesięciu lat próbuje zdobyć pieniądze na realizację swego marzenia, "Don Kichota".

– Jestem wyczerpany – przyznał w rozmowie z "Rz". – Muszę w przyszłym roku zrobić film, żeby nie wpaść w letarg, ale zupełnie nie mam pomysłu.

Publiczność, taka jak na Nowych Horyzontach, czeka na ich dzieła. Ci, co przyjeżdżali kiedyś na ten festiwal do Sanoka lub Cieszyna, dziś już pracują i rzadko mają możliwość spędzić  11 dni na filmowej imprezie. Ale Roman Gutek wychowuje następne pokolenie fanów dobrego kina.

Na wrocławskiej imprezie najważniejszy jest program – prawie 300 filmów fabularnych plus dokumenty, obrazy o sztuce, krótkie etiudy. Liczy się też atmosfera i widzowie, którzy kochają filmy ambitne. Nagrody schodzą na drugi plan.

To one pomagają jednak najciekawszym tytułom trafić do zwykłych kin dla niefestiwalowej publiczności.

Pozostało 93% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu