Film Nicolasa Windinga Refna otwiera scena typowa dla sensacyjnych obrazów klasy B. Policja ściga przestępców, którzy obrabowali magazyn w Los Angeles. Stróże prawa są tuż, tuż. Ale kierowca bandytów za każdym razem wymyka się obławie.
W sztampowej fabule nie obyłoby się bez efekciarskich kraks i strzelaniny. Jednak Refn nie stosuje prostackich sztuczek. Nocna jazda po miejskich zaułkach ma wprowadzić widza w trans. Zahipnotyzować wystylizowanymi obrazami i dźwiękiem. „Drive" jest skonstruowany jak brawurowy teledysk. W rytmie muzyki electropop zmieniają się konwencje. Kino akcji płynnie przechodzi w romantyczną bajkę, by za chwilę podnieść napięcie szybką jazdą lub zaszokować jatką.
Mistrzowskie żonglowanie narracyjnymi schematami dowodzi, że w światowym kinie narodził się nieprzeciętny talent. Duńczyk Nicolas Winding Refn ma już na koncie kilka filmów, ale dopiero „Drive" może otworzyć mu drzwi do Hollywood. W Europie już został doceniony, zdobywając w Cannes nagrodę za reżyserię.